wtorek, października 29, 2019

Nie przepisujcie mi historii w repozytorium

Jedna rzecz, którą wprowadziły systemy rozproszonych repozytoriów w stylu Git czy Mercurial to powszechne niemal przepisywanie historii.
Pomysły robienia squasha przed wypchnięciem zmian do remote, albo nawet przepisywanie historii przez --force.
Bardzo mnie to denerwuje.
W jednym projekcie gdy przeszedłem do innego nowo przybyły dev przepisał historie tak, że praktycznie cały początek projektu zniknął i już go nie było....
Jeszcze Ok jestem z tym jak ktoś przepisuje swoją historię, w sensie nigdy kodu nie wypycha i sobie lokalną historię przepisuje. Do momentu gdy commit message są w miarę opisowe to jest Ok.
Ale jak ktoś przepisuje historię czegoś co zostało już wypchnięte to mi się nie podoba i jest źródłem problemów. Bo ktoś mógł zrobić clone czy pull i może mieć lokalnie taką wersję, która zostanie skasowana.
Kasowanie branchy to już w ogóle zbrodnia, bo nagle dotarcie do tego czemu coś jest w kodzie tak, a nie inaczej jest praktycznie awykonalne.
Do tego jak próbuję odzyskać info o swoich zmianach sprzed kilku lat to bez magii polegającej na zaglądaniu do niby skasowanych commitów się nie obędzie....

posted from Bloggeroid




Podobne postybeta
O tym czemu branche są złe...
Dziwne linki w iGoogle ;-)
Historia czy Histeria? ;-)
[*] najbardziej pusty imotek
Interakcje

sobota, października 26, 2019

Extremal recruting ;-)

Pomysł na nowy sport ekstremalny, ale tylko dla prawdziwych twardzieli, albo twardzielek :-)

1) kup nowego SIMa,
2) załóż nowy e-mail,
3) załóż konto na LinkedIn używając tego e-maila,
4) wpisz swoje prawdziwe dane, ale używaj wszędzie tylko tego maila z punktu 2,
5) zgłoś się do rekrutacji w paru firmach i daj namiary w postaci numer z punktu 1 i maila z punktu 2,
6) idź na rozmowę,
7) wyłącz maila, wyrzuć SIMa

To jest rekrutacja ekstremalna ;-)
Co najlepsze możesz bezpiecznie startować do firm, które są tak powyżej jak i poniżej Twojego poziomu :-)
Możesz uważać, że Cię przyjęli albo nie przyjęli do dowolnej firmy do której się rekrutowałeś/rekrutowałaś :-)

Co najlepsze, jak kiedyś naprawdę zapragniesz tam startować.... raczej nikt Cię nie będzie pamiętać ;-)

[to taka odpowiedź na wszelkie akcje w stylu "employee branding" czy rozważania rekruterów jak ściągać kandydatów, jak Wy nas niepoważnie, to my Was też możemy niepoważnie ;-)]


Podobne postybeta
Halt and catch fire....
Rekrutacja w czasach pandemii ;-) - a może poszerza liczbę firm?
Migracja
Nowy Gadacz v0.2
"Cześć"

środa, października 23, 2019

Czemu nie korzystam z hulajnog elektrycznych?

Jechałem dokładnie raz, w biurze jak kolega przyjechał na pożyczonej od brata.
Fajna zabawka, chętnie spróbowałbym pojeździć po bulwarach.... nawet mi przez chwilę chodziło po głowie by kupić, tylko nie wiem po co.
Do pracy jeździć? Tramwaj wygodniejszy, czas podobny do jazdy na rowerze, jedynie człowiek mniej zmęczony, ale po co wtedy jechać?
Po bulwarach za to wolę chodzić.

Mógłbym wypożyczyć, ale nie chcę ;-)
To przez Lime.

Gdy mieszkałem w tamtym roku w USA to korzystałem kilka razy z roweru Lime. Mam tam jeszcze ~20 USD na koncie.
Zawsze brałem rower (i przejechałem nim najbardziej morderczą trasę w życiu, po płaskim, na rowerze bez przerzutek z Foster City do siedziby Facebooka (głupie 22 km), plus 7 km z Facebooka do Palo Alto (zajęło mi tak z 3 dni... a tak naprawdę 211 minut... na moim rowerze przejechałbym to w połowę czasu lub krócej męcząc się 4 razy mniej)), ale teraz liczyłem, że wezmę sobie spróbuję hulajnogę....



I nie spróbowałem.
Czemu?
Bo jakoś na początku 2019, Lime przyszło do San Mateo i Foster City z informacją, że wycofują rowery i zastąpią je hulajnogami, na co miasto powiedziało, że nie, a jak tak chcą to niech spadają.
No i zrobili wypad... I nie ma ich już w Dolinie Krzemowej.... w San Francisco ich też nie ma i nie było.
Może uda mi się pod koniec tygodnia skorzystać z tego w Warszawie, choć wątpię ;-)


Podobne postybeta
AirPods Pro nie lubią się z hulajnogami ;-)
Zakryj gębę....
Algorytmy Ubera są niezłe
Allegro to jest banda amatorów.
Wyrzuć 1 rzecz dziennie

Pomodoro z positive reinforcement? ;-)

Czytam od kilku dni "Don't Shoot the Dog!: The New Art of Teaching and Training", w którym jest dużo o positive reinforcement (warunkowanie pozytywne?) i negative reinforcement.
Idea jest mniej więcej taka, że tak naprawdę dopamina pomaga w uczeniu.
W procesie nauki gdy nam się coś udaje to dostajemy nagrodę, strzał dopaminy i przez to mózg zapamiętuje daną czynność.
Trening czy uzależnienie działa tak samo. Robimy coś, dostajemy nagrodę i robimy to znowu.
W przypadku takiego Facebooka, nudzimy się, zaczynamy przeglądać posty i to raz na jakiś czas pojawia się coś co nam się spodoba i to daje nam malutki strzał dopaminy, więc nasz mózg uczy się, że to jest czynność którą trzeba robić gdy się nudzimy.

Ja mam apkę do Pomodoro :-) i tak się zacząłem zastanawiać czy by do niej nie dodać jakiejś "nagrody" ;-)
Po skończeniu pomidora by mogła z jakimś prawdopodobieństwem przyznawać "nagrody", a to coś w stylu "zjedz sobie coś słodkiego", "masz dodatkowe 5 minut przerwy", albo puszczałaby jakiś filmik na YouTube ;-)
Ciekawe czy by to działało ;-)
Czy nauczyłbym się bardziej używać Pomodoro? ;-)


Podobne postybeta
Alert RCB - minimalizacja false negative prowadzi do zwiększenia false positive ;-)
Powiadomieniami w walce z uzależnienie od WhatsApp i Telegrama ;-)
Triada spokoju, albo triada antychaosowa ;-)
Life hacki z obrazka ;-)
Moja triada spokoju to jednak nie triada a tetrada spokoju ;-)

niedziela, października 20, 2019

Gotówka jest już niepotrzebna (prawie)

Byłem teraz na kilka dni w Dolinie Krzemowej i jadąc tam zastanawiałem się czy brać jakąś gotówkę.
W końcu wziąłem tylko 5 USD by w razie czego mieć na napiwek dla pana busika, którym mógłbym jechać z lotniska do hotelu.

Nie wydałem tych 5 USD ;-) bo jechałem Uberem ;-)

Tak samo gdy byłem w tym roku w Wenecji i Londynie nie używałem gotówki.

Mieszkając w tamtym roku przez kilka miesięcy w USA (Foster City, a później San Francisco) miałem całe chyba 100 USD i przywiozłem jeszcze troche do Polski ;-)

Za wszystko płaciłem kartą kredytową, albo kartą z Revolut (i nie dlatego, że mają lepsze kursy walut, na to nie zwracam jakiejś szczególnej uwagi, to przecież zwykle jest poniżej 1-2%, ale dlatego, że np. działa u Google, a moja karta kredytowa z PKO BP nie działa).

Gotówka przydaje się tylko (w moim przypadku) do napiwków, i czasem w jakichś "budach" gdzie nie wspierają kart, ale tych jest coraz mniej.

Ciekawe jakby było z zakupem trawy* w Kalifornii polską kartą ;-) w Polsce nie wolno, więc najpewniej polski bank, który jest wystawcą karty w myśl polskiego prawa nie może brać udziału w transakcji, która w myśl polskiego prawa jest nielegalna (szczegół, że transakcja odbywa się poza granicami kraju) (to by pewnie też znaczyło, że jak ktoś z kraju gdzie nie wolno sprzedawać i spożywać alkoholu kupował kartą z banku z takiego kraju alkohol to bank popełniałby przestępstwo ;-)). Z drugiej strony Polak/Polka przestępstwo może popełnić tylko na terenie Polski (jak popełni poza to musi to być przestępstwo w kraju/jurysdykcji gdzie przebywał/przebywała), więc zakup polską kartą trawy w Kalifornii to nie przestępstwo popełniane przez użytkownika karty, ale bank może być uznany za winnego przestępstwa przez umożliwienie przeprowadzenia transakcji nieleganych z punktu widzenia polskiego prawa ;-)

* - moje zeszłoroczne mieszkanie w San Francisco zmieniło moje podejście do trawy, kiedyś byłem zwolennikiem legalizacji, teraz jestem przeciwny, jestem tylko za tym by za posiadanie były mandaty (nie więzienie, ogólnie by to było wykroczenie, a nie przestępstwo). Wtedy ludzie by palili tylko w domach, czy ogólnie ukratkiem, a nie na ulicach.


Podobne postybeta
Raport z emigracji ;-)
Jak tak dalej pójdzie to Polacy wymrą....
Uber - jaka za tym musi stać fajna matematyka
Czego nie lubię w Kalifornii?
Plastikowa supermoc

sobota, października 19, 2019

L1

Przez ostatnie 3 czy 4 dni byłem w Stanach (i w podróży do USA i z USA ;-)).
I muszę to powiedzieć.... Wiza L1 jest świetna.
Normalnie na B1/B2 na imigracji jest trochę tak, że Cię ostro podejrzewają o chęć przedłużenia i takie tam. Przy L1 jest "Welcom back!".
To jest fajne.

posted from Bloggeroid




Podobne postybeta
A imię jego 44....
W samolocie
Niepewność wielostopniowa ;-)
Nexus S - wrażenia z boju ;-)
Raport z planety Z ;-)

poniedziałek, października 14, 2019

Czy "Nowy" Blogger znaczy, że Blogger będzie żyć?

Blogger właśnie zaproponował mi bym obejrzał nowego Bloggera.

Jak na razie nie widzę różnicy, ot statystyki są jakieś inne.

Ale czy fakt, że jednak istnieje coś takiego jak Nowy Blogger znaczy, że Google nie zamierza zabić Bloggera? ;-)

Bo szczerze, po tym jak zachorowali na księgowość* to przypuszczałem, że Blogger będzie następnym produktem do zabicia i że będę musiał przejść na Medium.

* - zabicie Google+, Inboksa (Google Readera im darowałem bo są dobre alternatywy, ale Google+ nic nie zastąpi :-()


Podobne postybeta
Klasy .NET w Java'ie....
Apple i Updaty....
Musicale
Pożytki z terminu ważności karty kredytowej ;-)
Czyżby Google szykowało się do zabicia Bloggera?

Od Buffy do egzaminu językowego ;-)

Były wyboru, wyniki exit polls są takie jakich się spodziewałem, ale nie takie na jakie miałem nadzieje ;-)

Inna sprawa.

Oglądam znów Buffy (to już taki niemal doroczny rytuał ;-)), ostatnio oglądałem pierwszy odcinek 4 sezonu - The Freshman.
Oglądając go przypomniałem sobie, że kiedyś zrobiłem tłumaczenie transkryptu tego odcinka i tak oglądając serial zaczęło we mnie rosnąć przerażenie, że na 100% to tłumaczenie jest daremne.

Więc zacząłem czytać i powiem, że nie jest tak źle jak się bałem ;-)
Nie mam daru bycia tłumaczem, ale jednak wydaje się, że mimo wszystko jest lepiej niż gorzej.
Chociaż widać, że i wtedy i teraz mam problemy z trzymaniem tej samej odmiany przez całe zdanie ;-)

Inna sprawa, że Buffy to trochę powód tego czemu nigdy nie zrobiłem żadnego certyfikatu językowego ;-)
Jak zauważyłem na zajęciach z angielskiego (jeszcze w Motoroli, a później w Sabre) nauka języka ma 2 tryby.
Tryb 1, wg mnie lepszy - uczymy się używać języka do komunikacji.
Tryb 2, wg mnie gorszy - przygotowujemy się do egzaminu.
W trybie 1 główne przesłanie jest - mów i słuchaj, nie bój się gdy zrobisz błąd.
W trybie 2 główne przesłanie jest - jak nie wiesz jak coś powiedzieć poprawnie to nie mów.

Niestety wiele osób stosuje jeszcze podejście ze studiów - "karteczka się liczy". Przez co starają się robić certyfikat, ale nadal nie uczą się komunikacji.

Oczywiście posiadanie certyfikatu nie przeszkadza w byciu dobrym w komunikacji, jednak często znaczy, że większość wysiłków wkłada się w użycie czasu zaprzeszłego, a nie powiedzenie tego co się chce powiedzieć.

Do tego ten papierek nie ma wartości.... Szczerze? Podejrzewam, że ja swoim słabym angielskim odbyłem więcej godzin rozmów po angielsku z amerykanami, anglikami i innymi ludźmi niż niejeden nauczyciel czy nawet lektor angielskiego.... Może nawet więcej.
I czy w takim przypadku ewentualny pracodawca będzie patrzał na ten papier, czy na to, że jednak posługuję się tym językiem?
Stąd szybko uznałem, że jednak nie, nie robię certyfikatu.

No chyba, że bym musiał. Ale wtedy jednak byłby to TOEFL a nie jakieś badziewne FCE ;-)


Podobne postybeta
Jak zrobić plik OVPN (dla OpenVPN) w wersji unified format?
Skąd się biorą źli i dobrzy nauczyciele? - Przemkowa teoria ;-)
Zinwigiluj się sam, część 2 - mapa :-)
Tresura owiec ;-)
Zadanie - czyżbym znalazł rozwiązanie po 10 latach od momentu gdy je zobaczyłem? ;-)

niedziela, października 13, 2019

Czemu oglądam filmy i seriale po angielsku z napisami po angielsku

Od dawna filmy i seriale gdy są amerykańskie lub angielskie oglądam w oryginale z angielskimi napisami.

Czemu?

Z jednej strony to podobno świetna metoda nauki języka, z drugiej dlatego, że to jedyny sposób na to by całe "dzieło" było podobnej jakości.

Bądźmy szczerzy, scenarzyści z Hollywood to top of the top, to najlepsi z najlepszych. To są ludzie przy których wielu poczytnych autorów jest takimi sobie operatorami słowem ;-)
To dzięki nim bohaterowie seriali i filmów mają świetne powiedzonka, lubią bawić się w grę słów i do tego zawsze mówią mądrze.

I teraz przychodzi tłumacz.... wielu jest świetnych, ale wydaje się, że dla większości tłumaczenie serialu czy filmu to coś na kształt chałtury.
To raczej nie są ci tłumacze, którzy tłumaczą książki, raczej inni.

No i nagle dialogi pisane przez jednych z najlepszych scenarzystów na świecie są tłumaczone przez kogoś kto ma jeszcze 4 rzeczy na ten tydzień, kogoś kto w ogóle nie zna fabuły i może nawet nie widział filmu/serialu.

No i dostajemy potworki.
A to Skorpiona w serialu Angel (gdzie powinien być Pogromca), albo "Do widzenia" w ostatniej części Igrzysk Śmierci gdy Katnis odrzuca Gale'a i gdzie w książce jest mocno podkreślone, że już go nie chce widzieć nigdy w życiu i on to wie, więc tłumaczeniem powinno być "Żegnaj"...
Że o Californication i cały tekst o małapch i prymatach....

Dlatego właśnie oglądam z napisami po angielsku*.


* - nawet 1984 próbowałem ;-) i powiem, że ciekawe to było :-) chociaż tylko pierwszy odcinek, resztę oglądałem z polskimi dialogami.


Podobne postybeta
Netflix w służbie nauki - nauki języka ;-)
O tym w czym iOS jest lepszy od Androida
Dziwna konkurencja
Błeee
Terminator Genisys

czwartek, października 10, 2019

Takie tam ;-)

Nowy projekt nam wpadł, mieliśmy wizytę szefostwa firmy, do tego jeszcze wychodzi, że w przyszłym tygodniu muszę jechać do USA na całe 3 dni czy jakoś tak...

Przez co śpię mniej niż 6 godzin dziennie i momentami mam ochotę gryźć ;-)

I niestety nie ma tu problemu którego nie rozwiąże czekolada, szczególnie taka z kawałkami mięty ;-)

Dziś się za to dowiedziałem, że w TreeSet i TreeMap są metody w stylu floor/ceiling i lower/higher :-) z NavigableSet/NavigableTree.
Nigdy ich nie musiałem używać, ale są fajne.

Np. jak sobie zrobimy TreeSet z a, c oraz e, i poprosimy o floor z b to da nam a :-) a floor z b to b :-)
Niby przy pomocy BST to jest to pikuś, ale i tak ładne :-)

Chciałem też w tym miejscu potępić chory zwyczaj robienia API przez oddzielanie "UI" aplikacji od samej aplikacji webowej, tak że siedzi na innym serwerze, który proxuje requesty (żeby nie łamaś same orgin i podobnych) i chodzenie dumnym, że "ma się API".
Nie ma się. API można zaprojektować jak się wie co ma być robione, UI zwykle działa w innym kontekście, operuje na jakichś abstrakcjach które są potrzebne człowiekowi, który używa aplikacji, wymuszanie ich w API nie jest dobrym pomysłem (mówiąc inaczej, API powinno być projektowane, a nie przydarzać się bo w UI musimy coś pokazać).


Podobne postybeta
Java 8 + lambdy = wolno ;-)
Dobrze, że Tusk wygrał
Ile jest się wartym w złotym względem swojej masy ciała? ;-)
Projektowane dla Kalifornii ;-)
Przeżycie artystyczne ;-)

środa, października 02, 2019

Moja teoria firm IT

W skrócie, chodzi o to by optymalizować wszystko pod jak najlepsze wykorzystanie najcenniejszego/najdroższego zasobu - programistów.

Teraz szerzej ;-)
Nieraz miałem w firmach dyskusje o procesach, metodologiach czy po prostu o praktyce pracy.
Zawsze dziwiło mnie, że ludzie nie jarzą, że w firmie IT, dokładnie w firmie która tworzy software wszystko musi być optymalizowane pod jak najlepsze wykorzystanie jednego zasobu - programistów.

To idzie tak.
Firma zatrudnia testerów, bo z jednej strony programiści nie lubią testować, a z drugiej po co marnować całkiem dobrego programistę czy dobrą programistkę na testowanie?
Firma zatrudnia managerów, bo programiści się sami mogą zarządzać, ale często zaczynają się kręcić w kółko i robią nie to co ważne i potrzebne, ale to co fajne i ciekawe.
Firma zatrudnia product ownerów czy product managerów, żeby programiści wiedzieli lepiej co mają robić, czyli żeby lepiej wykorzystać ich czas i nie marnować go na spotkaniach z klientem.

To samo można podciągnąć pod wszystkich.

Jak firma nie będzie miała testerów to produkt będzie gorzej przetestowany.
Jak nie będzie miała managerów to może powstawać dłużej, albo w bardziej szalony sposób.
Jak nie będzie miała product ownerów/product managerów to może nie do końca wypełniać pragnienia userów.

Ale będzie produkt.

Ale jak firma będzie miała testerów, managerów, product managerów, UXów, technical writterów, scrum masterów i co tam jeszcze może, ale nie będzie miała programistów to sorry, produktu nie będzie.

Te wszystkie role są po to by pomóc developerom tworzyć produkt. Są pomocnicze.

Tu wiele osób się obraża, że niby sieję teorię, że programiści to jakaś forma Übermensch.
Ale nie o to chodzi.

Moja babcia pracowała w przędzalni. Jej praca nie była jakoś skomplikowana. Razem z nią pracowały dziesiątki, czy setki osób robiących w kółko jedno i to samo.
Pracowały na 2 albo i 3 zmiany.
I cała firma, czy wtedy fabryka była de facto zbudowana po to by jak najlepiej pomagać pracownikom przędzalni i innych działów.
Księgowość, kadry, naczelstwo, POP, straż pożarna, mechanicy i cała reszta tego typu ludzi byli w fabryce ważni jako osoby, ale ich istnienie sprowadzało się do pomocy w jak najlepszym użyciu tych akurat tu najsłabiej opłacanych pracowników w przędzalni. Bo cały cel istnienia fabryki był taki by prząść.

W kopalni węgla kamiennego też jest cała masa ważnych ludzi, ale wszyscy oni w końcu służą tylko do tego by górnicy mogli zjechać w dół i fedrować węgiel.

Tak samo w firmach tworzących software. Wszystko istnieje po to by programiści i programistki mogli ten software tworzyć.
To jest ich jedyny cel istnienia.
Jeśli programiści muszą tłumaczyć product managerom co trzeba robić to może nie potrzeba PMów? Jeśli manager nie ogarnia tego co robią "jego" lub "jej" ludzie to może taki manager jest niepotrzebny? Bo pytanie jest takie, jak bardzo pomagają w powstaniu produktu. Albo przeformuowując to pytanie, czy jeśli ich usuniemy z równania to czy produktywność programistów/programistek spadnie? Bo jak nie, to sorry, ale wasza praca nie jest do końca potrzebna.

Są wyjątki oczywiście, prawo wymaga istnienia pewnego rodzaju struktur, jak np. HR/kadry, czy księgowość, rekrutacja i podobne. Są kluczowe dla firmy bo bez nich firma nie może legalnie istnieć albo nie może znaleźć pracowników.

Inna sprawa, że to spojrzenie i próba identyfikacji najważniejszego zasobu, pod który mamy coś optymalizować to rzecz, która ogólnie pomaga.
Nie zawsze uda się zidentyfikować ten zasób i to jest wtedy problem.
Chociaż mam wrażenie, że większość ludzi nawet nie próbuje szukać. Wymyślają sobie rozwiązanie i ostro próbują je osiągnąć, chociaż bardzo możliwe, że to co rozwiązują nie jest nawet ich problemem.


Podobne postybeta
Kiedy zmieniać pracę i po co? (w IT)
Tresura owiec ;-)
2 wymiarowa teoria kariery w IT ;-)
SCRUM i ogólnie Agile to często taka zakamuflowana forma premature optimization
Po Google I/O - TensorFlow, App Maker, Kotlin i Firebase ;-)