To jest genialny, komputerowy serial :-)
Takie Silicon Valley, ale na poważnie i w latach 80.
Są wtopy, np. pisanie kodu wygląda tam trochę niepoważnie ;-) do tego C++ na C64? ;-) Albo na jakiegoś mainframe'a od IBMa?
Do tego clean room implementation BIOSu też dziwnie wyglądał.
Ale mimo wszystko serial wciąga.
W samolocie mając do wyboru Halt and catch fire, a Stranger Things 2 wybrałem Halt and catch fire :-)
Stąd polecam.
Można zobaczyć na Showmax.
Podobne postybeta
Co lubię
Stranger Things 2 - super :-)
Extremal recruting ;-)
Wymarzone miejsce do życia i pracy ;-)
Rammstein 2024 x4? ;-)
wtorek, października 31, 2017
niedziela, października 29, 2017
Taki trochę niezwykły lot Queen of the Skies.
Gdy kupowałem bilet powrotny z San Francisco do Krakowa byłem niezadowolony, że będę leciał między San Francisco a Frankfurtem Boeingiem 747-400 i to operated by United...
Ale później dowiedziałem się, że B747 wychodzą z floty United... czyli będzie to jeden z ostatnich lotów tego samolotu, a to już jednak "symboliczne coś" ;-)
Wczoraj zaś okazało się, że mój lot będzie nie tyle jednym z ostatnich, a literalnie ostatnim dla tego typu samolotów między San Francisco i Frankfurtem dla tej linii (a za trochę ponad tydzień w ogóle wychodzą B747 z floty United).
Przez to lot był taki trochę niezwykły :-)
Już zaczął się ciekawie, bo wydaje się, że najmłodsza osoba w obsłudze pokładu miała koło 60 lat, a średnia dla całej widocznej dla mnie załogi to było tak bliżej 70 lat (ale przyznam, że nie miałbym oporów by się zgodzić na taką krzepę w tym wieku :-)).
Wyglądało to tak jakby to był dla nich taki lot pożegnalny :-)
Było widać wiekowość samolotu bo system audio-video działał jak chciał, czyli przez większość czasu nie działał.
Acz dla nie to był problem jedynie o tyle, że mi czasem monitor błyskał jak próbowałem spać, bo gdy oglądałem na iPadzie Stranger Things 2 i Halt and Catch Fire to jakoś mi to wariujące AV nie przeszkadzało.
Dla załogi chyba najważniejszym momentem było to co się stało w Frankfurcie.
Gdzie przywitano Queen of the Skies z wszystkimi honorami zarezerwowanymi dla nietypowych okazji.
Przez to dostał water salute wykonany przez 2 armatki, w asyście kilku karetek, autobusów, samochodów z jedzeniem i chyba kilkuset ludzi z obsługi którzy machali i robili zdjęcia :-)
Jedna z pań z obsługi pokładowej się tak wzruszyła, że nawet trochę złamała przepisy i łaziła jeszcze po pokładzie robiąc zdjęcia pasażerom i samolotowi po tym jak kapitan podał komendę dla załogi do zajęcia miejsc.
Stąd chociaż lot nie należał do najwygodniejszych i A380 jest jednak bardziej znośny (ciągle mówimy i Economy ;-)), to lot był taki trochę niezwykły ;-)
Podobne postybeta
Jednak lubię United ;-)
100 lot :-)
Przesadyzm ;-)
Ostatni Rammstein... przynajmniej w 2024 ;-)
Weekendy robią znów za krótkie.....
Ale później dowiedziałem się, że B747 wychodzą z floty United... czyli będzie to jeden z ostatnich lotów tego samolotu, a to już jednak "symboliczne coś" ;-)
Wczoraj zaś okazało się, że mój lot będzie nie tyle jednym z ostatnich, a literalnie ostatnim dla tego typu samolotów między San Francisco i Frankfurtem dla tej linii (a za trochę ponad tydzień w ogóle wychodzą B747 z floty United).
Przez to lot był taki trochę niezwykły :-)
Już zaczął się ciekawie, bo wydaje się, że najmłodsza osoba w obsłudze pokładu miała koło 60 lat, a średnia dla całej widocznej dla mnie załogi to było tak bliżej 70 lat (ale przyznam, że nie miałbym oporów by się zgodzić na taką krzepę w tym wieku :-)).
Wyglądało to tak jakby to był dla nich taki lot pożegnalny :-)
Było widać wiekowość samolotu bo system audio-video działał jak chciał, czyli przez większość czasu nie działał.
Acz dla nie to był problem jedynie o tyle, że mi czasem monitor błyskał jak próbowałem spać, bo gdy oglądałem na iPadzie Stranger Things 2 i Halt and Catch Fire to jakoś mi to wariujące AV nie przeszkadzało.
Dla załogi chyba najważniejszym momentem było to co się stało w Frankfurcie.
Gdzie przywitano Queen of the Skies z wszystkimi honorami zarezerwowanymi dla nietypowych okazji.
Przez to dostał water salute wykonany przez 2 armatki, w asyście kilku karetek, autobusów, samochodów z jedzeniem i chyba kilkuset ludzi z obsługi którzy machali i robili zdjęcia :-)
Jedna z pań z obsługi pokładowej się tak wzruszyła, że nawet trochę złamała przepisy i łaziła jeszcze po pokładzie robiąc zdjęcia pasażerom i samolotowi po tym jak kapitan podał komendę dla załogi do zajęcia miejsc.
Stąd chociaż lot nie należał do najwygodniejszych i A380 jest jednak bardziej znośny (ciągle mówimy i Economy ;-)), to lot był taki trochę niezwykły ;-)
Podobne postybeta
Jednak lubię United ;-)
100 lot :-)
Przesadyzm ;-)
Ostatni Rammstein... przynajmniej w 2024 ;-)
Weekendy robią znów za krótkie.....
wtorek, października 24, 2017
Uber - jaka za tym musi stać fajna matematyka
Mam bardzo dużo zarzutów etycznych do Ubera, ale jedna rzecz mnie w nim urzeka.
To jaka tam musi za tym stać matematyka.
To jak liczy ceny, to jak stosuje różne modele probabilistyczne do ich wyliczania.
Nigdy nie korzystałem z Ubera w Polsce, stąd moje wrażenia są tylko w oparciu o to co widzę używając go w USA.
A to robi wrażenie.
Jest sobota rano, szukam przejazdu do San Francisco.
W "zwykłym" UberX cena to jakieś 35 USD, w UberPool 16 USD....
Ale po chwili cena obu zbliża się do 38 USD...
Wystarczyło jednak wybrać inne miejsce docelowe, takie gdzie więcej ludzi zapewne chce przyjechać i cena w UberPool to znów jakieś 16 USD... zwykłego UberX ~35 USD.
Gdy się na to patrzy z boku to wychodzi, że Uber do wyliczenia ceny przewozu bierze pod uwagę to jak łatwo będzie kierowcy złapać kolejnego klienta, to jak blisko nas jest kierowca też ma chyba znaczenia, a w przypadku UberPoola ważne jest też to jaka będzie szansa, że ktoś się do nas dosiądzie.
To naprawdę wygląda na bardzo ciekawy problem z rachunku prawdopodobieństwa....
Z informatyki też, bo wszystkie te wyliczenia są robione w czasie rzeczywistym i odpowiadają aktualnemu stanowi ich "sieci" samochodów i klientów.
Na moje 3 jazdy UberPoolem dwie odbyły się bez kogoś kto się dosiadł, ostatnia była z "dosiadką".
Jechaliśmy z Foster City (zachodnia granica Doliny Krzemowej) do San Francisco i dojeżdżaliśmy w okolice lotniska SFO, wtedy kierowcy zapikało i stwierdził "O, wziąłeś UberPoola, to podjedziemy po Ruby pod terminal", ja też dostałem od aplikacji o tym update.
Jak Ruby ze swoją matką wsiadły kierowca już wiedział, że najpierw wysadzi Ruby, a później mnie. Wszystko zostało dlań wyliczone.
To robi wrażenie.
Chociaż fakt faktem, kierowcy nie używają do nawigacji apki Ubera, a Waze ;-)
Nie wiem czy UberPool to jest dla Ubera dobry interes bo cena za każdym razem stanowiła coś w okolicach 50-60% ceny UberX (ogólnie wydaje się być zawsze mniej więcej miedzy 50 a prawie 100% pełnej ceny, te 50-60% to przypadki gdy jechałem UberPoolem).
Z mojej małej próbki wychodzi, że Uber dostał tylko kasę za jakieś 60% kosztów (tzn jakby nie było UberPool i ja musiałbym 3 razy korzystać z UberX i Ruby która jechała z SFO też, to Uber dostałby jakieś 1.6-1.7 raza więcej pieniędzy).
Stąd mimo tego, że mój stosunek do Ubera jest ambiwalentny to jestem pod dużym jego wrażeniem...
No i dzięki niemu pogadałem sobie z kierowcą komunistą, który chyba należy do komunistycznej partii USA, z Afgańczykiem który tęskni za swoim krajem i chętnie tam wróci byle tam zapanował pokój, z wielkim miłośnikiem samochodów i paroma innymi ludźmi.
Chociaż ten komunista mi najbardziej utkwi w pamięci ;-)
Ja, "dziecko nomenklatury" musiałem go przekonywać, że upadek ustroju w Polsce z punktu widzenia "szarego obywatela" nie był raczej tragedią i źródłem nieszczęścia. Że tak, PRL zrobił olbrzymi podstęp cywilizacyjny, ale później nie mógł nadążyć za zachodnim kapitalizmem.
Musiałem bronić kapitalizmu, przed człowiekiem który z pełną radością powoływał się na towarzysza Mao jeżdżąc dla Ubera, czyli jednej z najbardziej kapitalistycznych i libertariańskich firm na świecie ;-)
Podobne postybeta
Algorytmy Ubera są niezłe
Pociąg vs samolot - cena
Co lubię
10 lat temu byłem u Buffy ;-)
Amerykański zegarek jest trudny ;-)
To jaka tam musi za tym stać matematyka.
To jak liczy ceny, to jak stosuje różne modele probabilistyczne do ich wyliczania.
Nigdy nie korzystałem z Ubera w Polsce, stąd moje wrażenia są tylko w oparciu o to co widzę używając go w USA.
A to robi wrażenie.
Jest sobota rano, szukam przejazdu do San Francisco.
W "zwykłym" UberX cena to jakieś 35 USD, w UberPool 16 USD....
Ale po chwili cena obu zbliża się do 38 USD...
Wystarczyło jednak wybrać inne miejsce docelowe, takie gdzie więcej ludzi zapewne chce przyjechać i cena w UberPool to znów jakieś 16 USD... zwykłego UberX ~35 USD.
Gdy się na to patrzy z boku to wychodzi, że Uber do wyliczenia ceny przewozu bierze pod uwagę to jak łatwo będzie kierowcy złapać kolejnego klienta, to jak blisko nas jest kierowca też ma chyba znaczenia, a w przypadku UberPoola ważne jest też to jaka będzie szansa, że ktoś się do nas dosiądzie.
To naprawdę wygląda na bardzo ciekawy problem z rachunku prawdopodobieństwa....
Z informatyki też, bo wszystkie te wyliczenia są robione w czasie rzeczywistym i odpowiadają aktualnemu stanowi ich "sieci" samochodów i klientów.
Na moje 3 jazdy UberPoolem dwie odbyły się bez kogoś kto się dosiadł, ostatnia była z "dosiadką".
Jechaliśmy z Foster City (zachodnia granica Doliny Krzemowej) do San Francisco i dojeżdżaliśmy w okolice lotniska SFO, wtedy kierowcy zapikało i stwierdził "O, wziąłeś UberPoola, to podjedziemy po Ruby pod terminal", ja też dostałem od aplikacji o tym update.
Jak Ruby ze swoją matką wsiadły kierowca już wiedział, że najpierw wysadzi Ruby, a później mnie. Wszystko zostało dlań wyliczone.
To robi wrażenie.
Chociaż fakt faktem, kierowcy nie używają do nawigacji apki Ubera, a Waze ;-)
Nie wiem czy UberPool to jest dla Ubera dobry interes bo cena za każdym razem stanowiła coś w okolicach 50-60% ceny UberX (ogólnie wydaje się być zawsze mniej więcej miedzy 50 a prawie 100% pełnej ceny, te 50-60% to przypadki gdy jechałem UberPoolem).
Z mojej małej próbki wychodzi, że Uber dostał tylko kasę za jakieś 60% kosztów (tzn jakby nie było UberPool i ja musiałbym 3 razy korzystać z UberX i Ruby która jechała z SFO też, to Uber dostałby jakieś 1.6-1.7 raza więcej pieniędzy).
Stąd mimo tego, że mój stosunek do Ubera jest ambiwalentny to jestem pod dużym jego wrażeniem...
No i dzięki niemu pogadałem sobie z kierowcą komunistą, który chyba należy do komunistycznej partii USA, z Afgańczykiem który tęskni za swoim krajem i chętnie tam wróci byle tam zapanował pokój, z wielkim miłośnikiem samochodów i paroma innymi ludźmi.
Chociaż ten komunista mi najbardziej utkwi w pamięci ;-)
Ja, "dziecko nomenklatury" musiałem go przekonywać, że upadek ustroju w Polsce z punktu widzenia "szarego obywatela" nie był raczej tragedią i źródłem nieszczęścia. Że tak, PRL zrobił olbrzymi podstęp cywilizacyjny, ale później nie mógł nadążyć za zachodnim kapitalizmem.
Musiałem bronić kapitalizmu, przed człowiekiem który z pełną radością powoływał się na towarzysza Mao jeżdżąc dla Ubera, czyli jednej z najbardziej kapitalistycznych i libertariańskich firm na świecie ;-)
Podobne postybeta
Algorytmy Ubera są niezłe
Pociąg vs samolot - cena
Co lubię
10 lat temu byłem u Buffy ;-)
Amerykański zegarek jest trudny ;-)
czwartek, października 19, 2017
Jak zrobić plik OVPN (dla OpenVPN) w wersji unified format?
Dziś próbowałem przerzucić pliki konfiguracyjne mojego VPNa na iPada Pro...
Przez iTunes się nie udało i naprawdę cieszę się, że nie używam tego softu.
To postanowiłem przez HTTP.
Ale co pobrało plik ovpn to płakało, że nie może pobrać ani certyfikatu dla centrum autentykacji, ani klucza klienta, ani samego certyfikatu.
Myślałem, że to przez to, że serwuję to po HTTP.
Więc zacząłem walczyć z konfigurowaniem HTTPS.
Zrobiłem na Tomcacie, ale nadal nie działało.
Przy okazji przewalczyłem tworzenie nowego certyfikatu i parę innych rzeczy.
Firewall mi blokował połączenia. Przewalczyłem. Dodałem wyjątek i nic, nadal.....
Wtedy do mnie dotarło, że drań by chciał wszystko w jednym pliku, a nie w kilku ;-)
Ja miałem certyfikat dla centrum autnentykacji w pliku ca.crt, certyfikat klienta w client1.crt i klucz klienta w client1.key.... no i sam plik ovpn...
Stąd jakby ktoś chciał to tutaj skrypt, który wyprodukuje plik ovpn na podstawie takiego rozbitego:
U mnie działa :-)
Żeby użyć zapisujemy sobie skrypcik jako np. build.py i robimy z linii poleceń:
python build.py naszPlik.ovpn
Jako wynik w tym samym folderze pojawi się plik unified_naszPlik.opvn.
Podobne postybeta
Jak walczyć z gigantycznym kodem w Java'ie, część 1 ;-)
Zabawy z Chrome, chrome.storage.sync jest wielkie :-)
GZIP mi oddał 119 GB dysku ;-)
Python z urllib = najlepszy menadżer pobierania ;-)
Od Buffy do egzaminu językowego ;-)
Przez iTunes się nie udało i naprawdę cieszę się, że nie używam tego softu.
To postanowiłem przez HTTP.
Ale co pobrało plik ovpn to płakało, że nie może pobrać ani certyfikatu dla centrum autentykacji, ani klucza klienta, ani samego certyfikatu.
Myślałem, że to przez to, że serwuję to po HTTP.
Więc zacząłem walczyć z konfigurowaniem HTTPS.
Zrobiłem na Tomcacie, ale nadal nie działało.
Przy okazji przewalczyłem tworzenie nowego certyfikatu i parę innych rzeczy.
Firewall mi blokował połączenia. Przewalczyłem. Dodałem wyjątek i nic, nadal.....
Wtedy do mnie dotarło, że drań by chciał wszystko w jednym pliku, a nie w kilku ;-)
Ja miałem certyfikat dla centrum autnentykacji w pliku ca.crt, certyfikat klienta w client1.crt i klucz klienta w client1.key.... no i sam plik ovpn...
Stąd jakby ktoś chciał to tutaj skrypt, który wyprodukuje plik ovpn na podstawie takiego rozbitego:
import sys
def load(fName):
return "".join(open(fName).readlines())
lines = open(sys.argv[1]).readlines()
f=open("unified_"+sys.argv[1],"w+")
keys = ["ca","cert","key"]
for line in lines:
found=False
line=line.strip()
for key in keys:
if line.find(key)==0:
s = line.split(" ")
if len(s)==2 and s[0]==key:
found=True
f.write("<"+key+">\n")
f.write(load(s[1]))
f.write("</"+key+">\n")
if not found:
f.write(line+"\n")
f.close()
U mnie działa :-)
Żeby użyć zapisujemy sobie skrypcik jako np. build.py i robimy z linii poleceń:
python build.py naszPlik.ovpn
Jako wynik w tym samym folderze pojawi się plik unified_naszPlik.opvn.
Podobne postybeta
Jak walczyć z gigantycznym kodem w Java'ie, część 1 ;-)
Zabawy z Chrome, chrome.storage.sync jest wielkie :-)
GZIP mi oddał 119 GB dysku ;-)
Python z urllib = najlepszy menadżer pobierania ;-)
Od Buffy do egzaminu językowego ;-)
Nie wyłączysz światła jak padnie WiFi....
Wszystkie Google Home i Amazon Echo potrzebują trybu off-line ;-)
Bo trochę głupio gdy nie można wyłączyć świateł bo nie ma połączenia do Internetu, albo przez to, że WiFi padło ;-)
Ten drugi problem jest nawet większy, ale nie tyle związany z asystentami, a raczej z całą ideą sterownia urządzeniami w domu przy pomocy WiFi ;-)
Jak WiFi padnie to się nie da....
W ogóle ;-) takiego Hue nie wyłączysz, no chyba że masz apkę na komputerze, który jest podłączony do tego samego routera, wtedy jest szansa (choć nie próbowałem).
Coś mi się wydaje, że kolejnym krokiem powinno być opracowanie przez firmy zajmujące się IoT jakiegoś wspólnego standardu radiowego i później dodanie wsparcia dlań do telefonów tak by można było jednak sterować w razie padnie sieć ;-)
Podobne postybeta
Informacja źródłowa
WebGL - dalsze zabawy
Magia....
Czy Brillo czeka los tagów NFC?
To uczucie gdy przechytrzysz elektronikę ;-)
Bo trochę głupio gdy nie można wyłączyć świateł bo nie ma połączenia do Internetu, albo przez to, że WiFi padło ;-)
Ten drugi problem jest nawet większy, ale nie tyle związany z asystentami, a raczej z całą ideą sterownia urządzeniami w domu przy pomocy WiFi ;-)
Jak WiFi padnie to się nie da....
W ogóle ;-) takiego Hue nie wyłączysz, no chyba że masz apkę na komputerze, który jest podłączony do tego samego routera, wtedy jest szansa (choć nie próbowałem).
Coś mi się wydaje, że kolejnym krokiem powinno być opracowanie przez firmy zajmujące się IoT jakiegoś wspólnego standardu radiowego i później dodanie wsparcia dlań do telefonów tak by można było jednak sterować w razie padnie sieć ;-)
Podobne postybeta
Informacja źródłowa
WebGL - dalsze zabawy
Magia....
Czy Brillo czeka los tagów NFC?
To uczucie gdy przechytrzysz elektronikę ;-)
niedziela, października 15, 2017
Nowomowa
Więc np. taki Andrzej Duda (aka Adrian) twierdzi, że "Podpiszę ustawę zakazującą aborcji eugenicznej"...
Tylko, że Adrian, kurde, w Polsce i na świecie nie ma czegoś takiego jak "aborcja eugeniczna".
Eugenika była szalonym pomysłem, który miał sprawić, że "rasa ludzka będzie lepsza".
Próbowano w paru miejscach na świecie.
Zaczęto w USA, sterylizowano wiele osób chorych psychicznie, albo o złym kolorze skóry, dokonywano nawet eutanazji. W Szwecji sterylizowano, w Niemczech ruszył cały przemysł zabijania "gorszych".
I co?
I nic, nie podziałało. Nadal w tych krajach występują choroby psychiczne i to w podobnej liczbie jak w krajach gdzie nie robiono takich rzeczy.
Bo cały pomysł bazował na niezrozumieniu genetyki.
Ale i to jest ważne, cały zamysł metod "eugenicznych" polegał na tym by eliminować "gorsze geny" z puli tak by nie mogły się dalej przekazywać.
Eugenicy zakładali, że nosiciele "gorszych genów" mogą się rozmnażać i przekazywać te "gorsze geny".
Ale teraz do działania wchodzi nowomowa.
To co w ustawie jest opisane jako ciężkie wady płodu, niektórzy zaczęli nazywać "przesłankami eugenicznymi".
Ale to jest tylko nazwa nadana przez manipulatorów.
Jeśli z takiego płodu urodzi się dziecko to ono się nigdy nie rozmnoży.
Tu nie ma "eugeniki".
Tu chodzi o płody bez mózgu. O takie, które jeśli się urodzą pożyją parę minut, godzin, dni, może miesięcy i umrą w męczarniach bo w trakcie ciąży okazało się, że coś jest mocno poprzestawiane.
Embriogeneza to jest trudna sprawa. Tam się naprawdę wiele rzeczy może zepsuć, ba chyba nawet psuje się w większości przypadków.
Stąd nie dajmy się zmanipulować i nie mówmy o "aborcji eugenicznej", to jest chochoł zbudowany przez ludzi chcących zmienić kobiety w inkubatory.
Podobne postybeta
Klauzula samoluba?
Prawo wyboru
Szukanie wroga
Pełzająca ofensywa
A może niepotrzebnie aż tyle śpimy?
Tylko, że Adrian, kurde, w Polsce i na świecie nie ma czegoś takiego jak "aborcja eugeniczna".
Eugenika była szalonym pomysłem, który miał sprawić, że "rasa ludzka będzie lepsza".
Próbowano w paru miejscach na świecie.
Zaczęto w USA, sterylizowano wiele osób chorych psychicznie, albo o złym kolorze skóry, dokonywano nawet eutanazji. W Szwecji sterylizowano, w Niemczech ruszył cały przemysł zabijania "gorszych".
I co?
I nic, nie podziałało. Nadal w tych krajach występują choroby psychiczne i to w podobnej liczbie jak w krajach gdzie nie robiono takich rzeczy.
Bo cały pomysł bazował na niezrozumieniu genetyki.
Ale i to jest ważne, cały zamysł metod "eugenicznych" polegał na tym by eliminować "gorsze geny" z puli tak by nie mogły się dalej przekazywać.
Eugenicy zakładali, że nosiciele "gorszych genów" mogą się rozmnażać i przekazywać te "gorsze geny".
Ale teraz do działania wchodzi nowomowa.
To co w ustawie jest opisane jako ciężkie wady płodu, niektórzy zaczęli nazywać "przesłankami eugenicznymi".
Ale to jest tylko nazwa nadana przez manipulatorów.
Jeśli z takiego płodu urodzi się dziecko to ono się nigdy nie rozmnoży.
Tu nie ma "eugeniki".
Tu chodzi o płody bez mózgu. O takie, które jeśli się urodzą pożyją parę minut, godzin, dni, może miesięcy i umrą w męczarniach bo w trakcie ciąży okazało się, że coś jest mocno poprzestawiane.
Embriogeneza to jest trudna sprawa. Tam się naprawdę wiele rzeczy może zepsuć, ba chyba nawet psuje się w większości przypadków.
Stąd nie dajmy się zmanipulować i nie mówmy o "aborcji eugenicznej", to jest chochoł zbudowany przez ludzi chcących zmienić kobiety w inkubatory.
Podobne postybeta
Klauzula samoluba?
Prawo wyboru
Szukanie wroga
Pełzająca ofensywa
A może niepotrzebnie aż tyle śpimy?
środa, października 11, 2017
Epigenetyczne filtrowanie rekruterów pt 2 ;-)
Jakiś czas temu pisałem, że dodałem do mojego profilu w LinkedIn, w drugim zdaniu prośbę o dodanie gdzieś w treści wiadomości słowa "epigenetics" bym miał dowód, że rekruter przeczytał mój profil.
Jak na razie wygląda, że jakieś 50% rekruterów doczytuje do drugiego zdania i dodaje to epigenetics.
Za co jestem im bardzo wdzięczny i ci rekruterzy dostają moją odpowiedź.
Fakt zwykle info, że nie jestem zainteresowany z krótkim wyjaśnieniem czemu.
W tym drugim kroku opieram się na mojej checkliście ofertowej, głównie odpadają na punkcie 1 (wszelkiego rodzaju bodyshopy) i 2 czyli etyczności (wszystkie firmy, które zajmują się hazardem albo upierdliwymi ogłoszeniami).
Czyli na razie oba mechanizmy wydają się działać ;-)
Podobne postybeta
Epigenetyczne filtrowanie rekruterów ;-)
Mały pomocny coś macOS'a
Hackowanie odczytu danych Exif ;-)
Pomysł na aplikacje...
Extremal recruting ;-)
Jak na razie wygląda, że jakieś 50% rekruterów doczytuje do drugiego zdania i dodaje to epigenetics.
Za co jestem im bardzo wdzięczny i ci rekruterzy dostają moją odpowiedź.
Fakt zwykle info, że nie jestem zainteresowany z krótkim wyjaśnieniem czemu.
W tym drugim kroku opieram się na mojej checkliście ofertowej, głównie odpadają na punkcie 1 (wszelkiego rodzaju bodyshopy) i 2 czyli etyczności (wszystkie firmy, które zajmują się hazardem albo upierdliwymi ogłoszeniami).
Czyli na razie oba mechanizmy wydają się działać ;-)
Podobne postybeta
Epigenetyczne filtrowanie rekruterów ;-)
Mały pomocny coś macOS'a
Hackowanie odczytu danych Exif ;-)
Pomysł na aplikacje...
Extremal recruting ;-)
niedziela, października 08, 2017
Ofiara algorytmu
Update:
Google po tym jak wysłałem maila (bez czarownia, wcześniejsze maile były wysyłane z kopią do pewnego adresu i wysłałem nań mój e-mail, w którym wyliczyłem dla każdego punktu czemu uważam, że go nie łamię. Po 3 dniach czy jakoś tak przyszła odpowiedź, że wersja 0.0.4 została przywrócona :-)
Lubię automaty.
Są fajne, robią wiele rzeczy automatycznie i nie trzeba o nich myśleć.
Google też lubi automaty. Słyną z tego, że wiele rzeczy załatwiają automatami.
No i właśnie moje rozszerzenie TimeToRead* padło ofiarą jednego z takich automatów ;-)
Spróbowałem opublikować wersję 0.0.4, która powinna rozwiązać ewentualne rzadkie problemy userów...
No i po jakichś 30-40 minutach od próby dostałem maila:
Który mówi mniej więcej tyle:
Usunęliśmy Ci rozszerzenie bo nie spełnia naszych wymagań.
Zgadnij których.
Powodzenia, i dzięki za współpracę,
Google
Jak to Google nie ma żadnego kanału by się spytać o co biega.
Spróbowałem opublikować jeszcze raz.
Teraz wisi w stanie:
Podejrzewam, że największą zbrodnią mojej wtyczki jest to, że nie ma UI. Bo tylko dodaje w tle tagi do postów w Pocket....
Ja w najgorszym przypadku przerobię sobie ją na jakiś skrypt, który będzie biegał na którymś z moich Raspberry Pi. Gorzej będzie miało 709 userów, którzy nie są mną.
To jest właśnie urok automatów.
Jak działają dobrze jest spoko, gorzej jak mają false positive. A ja twierdzę, że mój przypadek to false positive.
Pewnie jak jesteś Google to powiedzmy 0.1% false positive jest OK. Szczególnie, że oszczędza dużo piniądzów.
Jak jesteś mną bycie wśród tych 0.1%** już OK nie jest ;-)
"Znam" parę osób w Google, ale raczej nie z takimi chodami by mogli chociaż gdzieś coś zgłosić żeby mojemu rozszerzeniu przyjrzał się żywy człowiek.
* - cholera wie czy jest jeszcze dostępne....
** - może jest większa ta liczba, może mniejsza.
Podobne postybeta
Jak zostać wrogiem wolności słowa ;-)
Alert RCB - minimalizacja false negative prowadzi do zwiększenia false positive ;-)
Coś jest nie tak z komputerami
Pomodoro z positive reinforcement? ;-)
Chmura wygody ;-)
Google po tym jak wysłałem maila (bez czarownia, wcześniejsze maile były wysyłane z kopią do pewnego adresu i wysłałem nań mój e-mail, w którym wyliczyłem dla każdego punktu czemu uważam, że go nie łamię. Po 3 dniach czy jakoś tak przyszła odpowiedź, że wersja 0.0.4 została przywrócona :-)
Lubię automaty.
Są fajne, robią wiele rzeczy automatycznie i nie trzeba o nich myśleć.
Google też lubi automaty. Słyną z tego, że wiele rzeczy załatwiają automatami.
No i właśnie moje rozszerzenie TimeToRead* padło ofiarą jednego z takich automatów ;-)
Spróbowałem opublikować wersję 0.0.4, która powinna rozwiązać ewentualne rzadkie problemy userów...
No i po jakichś 30-40 minutach od próby dostałem maila:
Który mówi mniej więcej tyle:
Usunęliśmy Ci rozszerzenie bo nie spełnia naszych wymagań.
Zgadnij których.
Powodzenia, i dzięki za współpracę,
Jak to Google nie ma żadnego kanału by się spytać o co biega.
Spróbowałem opublikować jeszcze raz.
Teraz wisi w stanie:
Podejrzewam, że największą zbrodnią mojej wtyczki jest to, że nie ma UI. Bo tylko dodaje w tle tagi do postów w Pocket....
Ja w najgorszym przypadku przerobię sobie ją na jakiś skrypt, który będzie biegał na którymś z moich Raspberry Pi. Gorzej będzie miało 709 userów, którzy nie są mną.
To jest właśnie urok automatów.
Jak działają dobrze jest spoko, gorzej jak mają false positive. A ja twierdzę, że mój przypadek to false positive.
Pewnie jak jesteś Google to powiedzmy 0.1% false positive jest OK. Szczególnie, że oszczędza dużo piniądzów.
Jak jesteś mną bycie wśród tych 0.1%** już OK nie jest ;-)
"Znam" parę osób w Google, ale raczej nie z takimi chodami by mogli chociaż gdzieś coś zgłosić żeby mojemu rozszerzeniu przyjrzał się żywy człowiek.
* - cholera wie czy jest jeszcze dostępne....
** - może jest większa ta liczba, może mniejsza.
Podobne postybeta
Jak zostać wrogiem wolności słowa ;-)
Alert RCB - minimalizacja false negative prowadzi do zwiększenia false positive ;-)
Coś jest nie tak z komputerami
Pomodoro z positive reinforcement? ;-)
Chmura wygody ;-)
niedziela, października 01, 2017
"Skoro ludzie wyewoluowali z małp to czemu małpy nadal istnieją?"
Kilka dni temu usłyszałem od koleżanki w pracy, że "ta cała ewolucja jej nie przekonuje, bo skoro niby jest ewolucja i ludzie wyewoluowali z małp to czemu nada istnieją małpy?".
Mój wbudowany ewolucjonista się oburzył na to pytanie, ale nie do końca wiedział jak to wyjaśnić bo odpowiedź jest prosta na pewnym poziomie i bardzo skomplikowana na innym.
Przez kilka dni się zastanawiałem i chyba wiem jak to opowiedzieć i jak odpowiedzieć na to pytanie.
I to będzie taka próba.
Zacznijmy od przewrotnego pogłębienia tego pytania, skoro zakładamy, że ludzie "pochodzą od małpy"* to pójdźmy dalej. Gdzieś w pomrokach dziejów przodkiem większości życia na ziemi były jakieś organizmy jednokomórkowe.
Skoro więc istnieją organizmy wielokomórkowe, które wyewoluowały z jednokomórkowych to czemu jednokomórkowe jeszcze istnieją?
Żeby móc odpowiedzieć na to pytanie zadajmy inne. Co robią żywe organizmy?
Co jest taką rzeczą, która łączy je wszystkie?
Bez wyliczania całej litanii możemy stwierdzić, że najbardziej uniwersalne jest przerabianie substancji w okolicy w której organizm przebywa na jego własne kopie.
Tu się chyba wszyscy zgadzamy.
Jeśli zaś to jest główną funkcją całego życia, to zadajmy pytanie, czy człowiek, jako "korona stworzenia" jest bardziej skuteczny w tym od np. pantofelka?
Współczynnik dzietności na Ziemi teraz waha się między 0.82 w Singapurze, a 6.62 w Nigerii.
Przy założeniu, że jedna kobieta ma dzieci zawsze z jednym i tym samym mężczyzną**, do tego pojedyncze dziecko ma tylko połowę genów rodzica, stąd wychodzi nam to, że w Singapurze człowiek stworzy 0.41 kopii swoich genów, a w Nigerii między 0.875 a 0.937 kopii (które to kopie będą rozłożone między 3.31 dzieci).
Czyli szczerze nie jest znów taka duża skuteczność kopiowania.
Szympansy mają podobną, jednokomórkowe mogą mieć dużo wyższą skuteczność.
Myszy są lepsze.
Ogólnie im organizmy "głupsze" tym skuteczniejsze w tworzeniu swoich kopii.
Żeby pantofelek zrobił swoją kopię muszą zajść tylko odpowiednie warunki, które są jakąś prostą funkcją dostępności pokarmu i stanu środowiska.
Żeby ludzie zrobili swoją kopię jest to o wiele bardziej skomplikowane.
Muszą się poznać, w miarę polubić, zbliżyć do siebie, stworzyć parę, zwykle wiele razy uprawiać seks, później przez wiele miesięcy trwa ciąża i dopiero wtedy mają kopię.
Żaden interes w byciu człowiekiem z punktu widzenia tworzenia kopii.
To czemu wszyscy nie jesteśmy bardziej jak pantofelek?
Tu znów mamy 2 czynniki.
Pierwszy to samo kopiowanie.
Kopiowanie odbywa się z błędami.
Mało ich jest, ale są.
Czasem któraś z liter kodu genetycznego się źle skopiuje, czasem któryś kawałek zostanie "zgubiony", czasem któryś kawałek zostanie powtórzony raz czy wiele razy, czasem 2 kawałki zamienią się miejscami i tak dalej.
W końcu całe to kopiowanie to nic innego jak przyłączanie się odpowiednich cegiełek chemicznych do "matrycy" a to przyłączanie opiera się o siłę elektrostatyczną i zwykle się udaje, ale czasem jakieś drgania czy coś podobnego mogą to utrudnić.
Do tego czasem jakieś czynniki zewnętrzne się pojawiają. A to promieniowanie kosmiczne uderzy w nośnik genów i rozerwie połączenie, które się źle naprawi, albo wyrzuci którąś z liter i na jej miejsce włączy się inna, nie taka jak wcześniej. Albo zrobi to jakaś substancja chemiczna.
Ogólnie gdy jest kopiowanie to zdarzają się błędy.
A to co jest kopiowane opisuje cały organizm i to jak go zbudować.
Opisuje całą maszynerię wewnątrz komórki, to jak budować białka, to czym je budować, całe układy genów opisują sekwencje włączania i wyłączanie różnych innych genów, opisują reakcje na czynniki zewnętrzne i wewnętrzne i tak dalej.
Każdy błąd trochę ten zapis zmienia.
Raz bardziej, raz mniej.
To bardziej i mniej zależą głównie od tego co zmieniły.
Jeśli kawałek który opisuje białko, które jest niezbędne i nie da się go zbudować po tej zmianie to jest źle, ale czasem taka zmiana jest nieistotna dla funkcji, białko nadal ma mniej więcej taki kształt jak powinno, a może nawet ciut lepszy, albo po prostu taka zmiana jest neutralna.
Albo zmianie ulega kawałek opisujący warunki włączenia innego genu.
W końcu jednak te zmiany jakoś przekładają się na cały organizm.
No i ten nowy organizm z nowymi genami robi swoje kopie.
Może być trochę lepszy w robieniu kopii od swojego "rodzica", może być gorszy, może być tak samo skuteczny.
Wszystkie one jednak przebywają w środowisku, które się zmienia. Zmienia się z przyczyn geologicznych, ale i dlatego, że same organizmy je zmieniają.
Niektóre z nich trafiają w miejsca gdzie jest więcej jakiejś substancji, a mniej innej. Niektóre są lepsze w robieniu swoich kopii w nowych warunkach, inne radzą sobie gorzej.
To prowadzi do tego, że powstaje coraz więcej rodzajów kopii.
I tu pojawia się drugi czynnik.
Zrobienie kopii to jedno, to czy ta kopia będzie skuteczna w robieniu swoich kopii to coś innego.
Może się więc okazać, że jedna z kopii jest wolniejsza w budowaniu swoich kopii bo budując je wkłada więcej energii w budowanie ich otoczki.
Miej energii przeznaczonej na budowanie kopii oznacza mniej kopii, ale mocniejsza otoczka oznacza większe szanse na to, że kopia zbuduje swoje kopie bo środowisko jej krzywdy nie zrobi.
Okazuje się, że "skuteczność" nie jest prostą funkcją ilości kopii. Jest raczej funkcją ilości kopii, które robią kopie, które robią kopie, które robią kopie, które robią kopie i tak dalej.
Ta skuteczność nie jest też wcale przywiązana do tego co robi kopie, a bardziej do tego co jest kopiowane.
Z jednej strony fizyka, z drugiej przypadek sprawiają, że dany fragment który jest kopiowany będzie za jakiś czas występował w większej lub mniejszej ilości kopii.
Jak to jest kawałek który pomaga w kopiowaniu to ma duże szanse występować częściej, to samo gdy pomaga w przetrwaniu kopii.
Prawdopodobieństwo przetrwania danego kawałka jest funkcją jego "skuteczności" i "szczęścia".
Skuteczność to wielowymiarowa funkcja tego jak szybko się kopiuje, jakie szanse ma kopia na stworzenie kopii, jak wykorzystuje środowisko i tak dalej.
Szczęście to po prostu przypadek. Nawet najbardziej wypasiony "kawałek" który znajdzie się w kopi, która ulegnie zniszczeniu bo uderzy w nią meteor nie przetrwa (albo nawet nie musi trafić w kapię meteor, po prostu ten "kawałek" może opisywać przerabianie na kolejne kopie substancji, która właśnie znikła).
Tę funkcję opisującą skuteczność nazywamy doborem naturalnym, tą związaną ze szczęściem dryfem genetycznym.
Dobór genetyczny jest ślepy, głuchy i głupi.
To tak naprawdę takie połączenie zasady zachowania energii i zasady minimum energii potencjalnej na sterydach.
Nie patrzy on na to czy to co otacza kopie tworzy dzieła sztuki, naukę czy myśli.
To są "sztuczki", których pewne otoczki dla kopii stosują by zwiększyć skuteczność kopiowania.
Ale inne otoczki radzą sobie w tym kopiowaniu bez stosowania takich sztuczek.
Końcowo liczy się tylko ta skuteczność kopiowania.
A do niedawna (powiedzmy z 30-50 tysięcy lat temu) małpy były tak samo skuteczne jak my.
Przez to istnieją małpy.
Wcale nie "mimo tego, że istnieje człowiek".
Istnieją bo ich sposób życia jest mniej więcej tak samo skuteczny w przekazywaniu genów jak sposób człowieka.
Wszystkie obecnie żyjące organizmy należą do grup/gatunków które mają mniej więcej taką samą skuteczność.
"Prymitywność" czy "zaawansowanie" niektórych z nich wynika tylko z naszej oceny. Z punktu widzenia skuteczności kopiowania nie jest istotna.
Pytanie tylko czy będę umiał to opowiedzieć w czasie herbaty w kuchni? ;-)
Nie ma bibliografii bo pisałem z głowy (i jednego skryptu w Pythonie, który napisałem by policzyć skuteczność kopiowania genów dla ludzi ;-)), ale to co mam w głowie wynika z takich lektur jak:
"Samolubny Gen" - Richard Dawkins
"Najwspanialsze Widowisko Świata - Świadectwa Ewolucji" - Richard Dawkinsa
"Ewolucja jest faktem" - Jerry A. Coyne
"The Epigenetics Revolution" - Nessa Carey
* - tak naprawdę ludzie i takie szympansy czy bonobo mieli wspólnego przodka.
** - tylko dla łatwości liczenia tak zakładamy.
Podobne postybeta
Teoria ewolucji vs hipoteza kosmicznych siewców życia vs hipoteza kreatora vs hipoteza kreatora na młodej Ziemi - mecz przy pomocy Bayesa :-)
Dobór naturalny, albo my
Seks w ujęciu informatycznym ;-) - rozmnażanie ;-)
Kopernik i zasada kopernikańska, później Darwin i Teoria Ewolucji... co będzie kolejne? Silne AI czy synetyczne życie?
Zarodek to nie dziecko
Mój wbudowany ewolucjonista się oburzył na to pytanie, ale nie do końca wiedział jak to wyjaśnić bo odpowiedź jest prosta na pewnym poziomie i bardzo skomplikowana na innym.
Przez kilka dni się zastanawiałem i chyba wiem jak to opowiedzieć i jak odpowiedzieć na to pytanie.
I to będzie taka próba.
Zacznijmy od przewrotnego pogłębienia tego pytania, skoro zakładamy, że ludzie "pochodzą od małpy"* to pójdźmy dalej. Gdzieś w pomrokach dziejów przodkiem większości życia na ziemi były jakieś organizmy jednokomórkowe.
Skoro więc istnieją organizmy wielokomórkowe, które wyewoluowały z jednokomórkowych to czemu jednokomórkowe jeszcze istnieją?
Żeby móc odpowiedzieć na to pytanie zadajmy inne. Co robią żywe organizmy?
Co jest taką rzeczą, która łączy je wszystkie?
Bez wyliczania całej litanii możemy stwierdzić, że najbardziej uniwersalne jest przerabianie substancji w okolicy w której organizm przebywa na jego własne kopie.
Tu się chyba wszyscy zgadzamy.
Jeśli zaś to jest główną funkcją całego życia, to zadajmy pytanie, czy człowiek, jako "korona stworzenia" jest bardziej skuteczny w tym od np. pantofelka?
Współczynnik dzietności na Ziemi teraz waha się między 0.82 w Singapurze, a 6.62 w Nigerii.
Przy założeniu, że jedna kobieta ma dzieci zawsze z jednym i tym samym mężczyzną**, do tego pojedyncze dziecko ma tylko połowę genów rodzica, stąd wychodzi nam to, że w Singapurze człowiek stworzy 0.41 kopii swoich genów, a w Nigerii między 0.875 a 0.937 kopii (które to kopie będą rozłożone między 3.31 dzieci).
Czyli szczerze nie jest znów taka duża skuteczność kopiowania.
Szympansy mają podobną, jednokomórkowe mogą mieć dużo wyższą skuteczność.
Myszy są lepsze.
Ogólnie im organizmy "głupsze" tym skuteczniejsze w tworzeniu swoich kopii.
Żeby pantofelek zrobił swoją kopię muszą zajść tylko odpowiednie warunki, które są jakąś prostą funkcją dostępności pokarmu i stanu środowiska.
Żeby ludzie zrobili swoją kopię jest to o wiele bardziej skomplikowane.
Muszą się poznać, w miarę polubić, zbliżyć do siebie, stworzyć parę, zwykle wiele razy uprawiać seks, później przez wiele miesięcy trwa ciąża i dopiero wtedy mają kopię.
Żaden interes w byciu człowiekiem z punktu widzenia tworzenia kopii.
To czemu wszyscy nie jesteśmy bardziej jak pantofelek?
Tu znów mamy 2 czynniki.
Pierwszy to samo kopiowanie.
Kopiowanie odbywa się z błędami.
Mało ich jest, ale są.
Czasem któraś z liter kodu genetycznego się źle skopiuje, czasem któryś kawałek zostanie "zgubiony", czasem któryś kawałek zostanie powtórzony raz czy wiele razy, czasem 2 kawałki zamienią się miejscami i tak dalej.
W końcu całe to kopiowanie to nic innego jak przyłączanie się odpowiednich cegiełek chemicznych do "matrycy" a to przyłączanie opiera się o siłę elektrostatyczną i zwykle się udaje, ale czasem jakieś drgania czy coś podobnego mogą to utrudnić.
Do tego czasem jakieś czynniki zewnętrzne się pojawiają. A to promieniowanie kosmiczne uderzy w nośnik genów i rozerwie połączenie, które się źle naprawi, albo wyrzuci którąś z liter i na jej miejsce włączy się inna, nie taka jak wcześniej. Albo zrobi to jakaś substancja chemiczna.
Ogólnie gdy jest kopiowanie to zdarzają się błędy.
A to co jest kopiowane opisuje cały organizm i to jak go zbudować.
Opisuje całą maszynerię wewnątrz komórki, to jak budować białka, to czym je budować, całe układy genów opisują sekwencje włączania i wyłączanie różnych innych genów, opisują reakcje na czynniki zewnętrzne i wewnętrzne i tak dalej.
Każdy błąd trochę ten zapis zmienia.
Raz bardziej, raz mniej.
To bardziej i mniej zależą głównie od tego co zmieniły.
Jeśli kawałek który opisuje białko, które jest niezbędne i nie da się go zbudować po tej zmianie to jest źle, ale czasem taka zmiana jest nieistotna dla funkcji, białko nadal ma mniej więcej taki kształt jak powinno, a może nawet ciut lepszy, albo po prostu taka zmiana jest neutralna.
Albo zmianie ulega kawałek opisujący warunki włączenia innego genu.
W końcu jednak te zmiany jakoś przekładają się na cały organizm.
No i ten nowy organizm z nowymi genami robi swoje kopie.
Może być trochę lepszy w robieniu kopii od swojego "rodzica", może być gorszy, może być tak samo skuteczny.
Wszystkie one jednak przebywają w środowisku, które się zmienia. Zmienia się z przyczyn geologicznych, ale i dlatego, że same organizmy je zmieniają.
Niektóre z nich trafiają w miejsca gdzie jest więcej jakiejś substancji, a mniej innej. Niektóre są lepsze w robieniu swoich kopii w nowych warunkach, inne radzą sobie gorzej.
To prowadzi do tego, że powstaje coraz więcej rodzajów kopii.
I tu pojawia się drugi czynnik.
Zrobienie kopii to jedno, to czy ta kopia będzie skuteczna w robieniu swoich kopii to coś innego.
Może się więc okazać, że jedna z kopii jest wolniejsza w budowaniu swoich kopii bo budując je wkłada więcej energii w budowanie ich otoczki.
Miej energii przeznaczonej na budowanie kopii oznacza mniej kopii, ale mocniejsza otoczka oznacza większe szanse na to, że kopia zbuduje swoje kopie bo środowisko jej krzywdy nie zrobi.
Okazuje się, że "skuteczność" nie jest prostą funkcją ilości kopii. Jest raczej funkcją ilości kopii, które robią kopie, które robią kopie, które robią kopie, które robią kopie i tak dalej.
Ta skuteczność nie jest też wcale przywiązana do tego co robi kopie, a bardziej do tego co jest kopiowane.
Z jednej strony fizyka, z drugiej przypadek sprawiają, że dany fragment który jest kopiowany będzie za jakiś czas występował w większej lub mniejszej ilości kopii.
Jak to jest kawałek który pomaga w kopiowaniu to ma duże szanse występować częściej, to samo gdy pomaga w przetrwaniu kopii.
Prawdopodobieństwo przetrwania danego kawałka jest funkcją jego "skuteczności" i "szczęścia".
Skuteczność to wielowymiarowa funkcja tego jak szybko się kopiuje, jakie szanse ma kopia na stworzenie kopii, jak wykorzystuje środowisko i tak dalej.
Szczęście to po prostu przypadek. Nawet najbardziej wypasiony "kawałek" który znajdzie się w kopi, która ulegnie zniszczeniu bo uderzy w nią meteor nie przetrwa (albo nawet nie musi trafić w kapię meteor, po prostu ten "kawałek" może opisywać przerabianie na kolejne kopie substancji, która właśnie znikła).
Tę funkcję opisującą skuteczność nazywamy doborem naturalnym, tą związaną ze szczęściem dryfem genetycznym.
Dobór genetyczny jest ślepy, głuchy i głupi.
To tak naprawdę takie połączenie zasady zachowania energii i zasady minimum energii potencjalnej na sterydach.
Nie patrzy on na to czy to co otacza kopie tworzy dzieła sztuki, naukę czy myśli.
To są "sztuczki", których pewne otoczki dla kopii stosują by zwiększyć skuteczność kopiowania.
Ale inne otoczki radzą sobie w tym kopiowaniu bez stosowania takich sztuczek.
Końcowo liczy się tylko ta skuteczność kopiowania.
A do niedawna (powiedzmy z 30-50 tysięcy lat temu) małpy były tak samo skuteczne jak my.
Przez to istnieją małpy.
Wcale nie "mimo tego, że istnieje człowiek".
Istnieją bo ich sposób życia jest mniej więcej tak samo skuteczny w przekazywaniu genów jak sposób człowieka.
Wszystkie obecnie żyjące organizmy należą do grup/gatunków które mają mniej więcej taką samą skuteczność.
"Prymitywność" czy "zaawansowanie" niektórych z nich wynika tylko z naszej oceny. Z punktu widzenia skuteczności kopiowania nie jest istotna.
Pytanie tylko czy będę umiał to opowiedzieć w czasie herbaty w kuchni? ;-)
Nie ma bibliografii bo pisałem z głowy (i jednego skryptu w Pythonie, który napisałem by policzyć skuteczność kopiowania genów dla ludzi ;-)), ale to co mam w głowie wynika z takich lektur jak:
"Samolubny Gen" - Richard Dawkins
"Najwspanialsze Widowisko Świata - Świadectwa Ewolucji" - Richard Dawkinsa
"Ewolucja jest faktem" - Jerry A. Coyne
"The Epigenetics Revolution" - Nessa Carey
* - tak naprawdę ludzie i takie szympansy czy bonobo mieli wspólnego przodka.
** - tylko dla łatwości liczenia tak zakładamy.
Podobne postybeta
Teoria ewolucji vs hipoteza kosmicznych siewców życia vs hipoteza kreatora vs hipoteza kreatora na młodej Ziemi - mecz przy pomocy Bayesa :-)
Dobór naturalny, albo my
Seks w ujęciu informatycznym ;-) - rozmnażanie ;-)
Kopernik i zasada kopernikańska, później Darwin i Teoria Ewolucji... co będzie kolejne? Silne AI czy synetyczne życie?
Zarodek to nie dziecko
Subskrybuj:
Posty (Atom)