Moje projekty / OpenOffice.org2GoogleDocs / Bloggeroid / Gadacz / Chrome2Chrome / Kontakt ze mną   

sobota, września 13, 2025

Pakowanie

Mam zamiar dziś oszukać i zamiast jutro jechać do domu, pojechać już dziś ;-)

Ale chyba sama opcja, że mogę wybierać i nie mam presji sprawia, że się jakoś tak do końca wybrać nie mogę ;-)

Jeszcze nie jestem spakowany, ale już jestem "w drodze" do spakowania, czyli śmierci zostały odsiane od rzeczy do zabrania, do tego już mam też poznoszone rzeczy do zabrania w jedno miejsca, a jeden z laptopów już jest nawet schowany ;-)

Nadal jednak jeszcze nie jestem spakowany, a część mnie by chciała sobie jeszcze pójść na krótki spacer... a jak widać zamiast tego piszę jakiegoś posta na blogu, posta którego pewnie nikt nie przeczyta ;-)

Prokrastynacja level master....



Podobne postybeta
"3 minuty", "9 minut" - WFH zmieniło moje podejście do zegarka
Dobrze wykorzystany programista
Wojna promptów ;-)
Po roku...
Folderowicze vs tagerzy - Przemkowa teoria podziału ludzi ;-)

czwartek, września 11, 2025

Kiedy do Juraty, a kiedy do Wenecji ;-)

OK, szaleństwo w tym roku wyglądało tak, że od początku czerwca byłem przez 4 tygodnie w Juracie, krótka przerwa, miesiąc w Wenecji i znów krótka przerwa i 4 tygodnie w Juracie.

Lekcje z tego eksperymentu:
  • Jurata od 15 czerwca do 15 sierpnia, poza tym pogoda jest mniej pewna,
  • Wenecja maj i czerwiec, nie lipiec lub sierpień bo wtedy jest zbyt gorąco

Zostało to wprowadzone do Przemkowego systemu zarządzania wyjazdami i będę się starał stosować ;-)


Podobne postybeta
Chcę do Ameryki ;-)
Brak urlopu niedobry
Blog prostszy od LeetCode ;-)
Fotografowanie
A może by tak Vigo? ;-)

wtorek, września 02, 2025

Sierpniowe ksiązki

Spóźnione, bo jakoś nie miałem nastroju ;-)

Książki z sierpnia:

  • The Hotel New Hampshire  by John Irving - audiobook
  • Równoumagiczenie by Terry Pratchett - audiobook
  • Panowie i Damy by Terry Pratchett - audiobook
  • Trzy Wiedźmy by Terry Pratchett - audiobook
  • Wyprawa Czarownic by Terry Pratchett - audiobook
  • Time's Eye by Arthur C. Clarke & Stephen Baxter - audiobook
  • Sunstorm by Arthur C. Clarke & Stephen Baxter - audiobook
  • Firstborn by Arthur C. Clarke & Stephen Baxter - audiobook
  • Vortex Intrusion by Scott Jucha - ebook
Możliwe, że coś pominąłem bo wydaje mi się, że The Hotel New Hampshire zacząłem słuchać dopiero w Juracie i w Wenecji gdzie zacząłem miesiąc słuchałem jeszcze czegoś...

OK, The Hotel New Hampshire... tak z oglądania kawałków filmu lata temu wydawało mi się, że to jest może nawet miejscami coś zabawnego... a tu się okazało, że książka mi zrobiła full Sucker Punch, ale nawet nie tak subtelny w pierwszej warstwie, bo nawet w pewien sposób moja fascynacja tym, że grała w filmie Jodie Foster jest jakby potwierdzeniem takiej ukrytej tezy z książki, że faceci to świnie. Chociaż to jest bardziej złożone i skomplikowane. Ale fakt końcówka z ostatnim hotelem jakoś taka optymistyczna jest.
Ogólnie dużo bardziej skomplikowana i trudna książka niż się spodziewałem. Do tego się rozchorowałem jej słuchając... ale to pewnie przez leżenie w nocy na plaży i patrzenie się na gwiazdy, co mnie doprowadziło do takiego stanu, że mnie lis śledził ;-)

Równoumagicznienie, Trzy Wiedźmy, Wyprawa Czarownic i Panowie i Damy to Terry Pratchett i cykl o czarownicach. Widać ewolucję babci Weatherwax.
Time's Eye, Sunstorm i Firstborn aka Odyseja Czasu to trylogia ACC i Baxtera (jak rozumiem ACC tworzył scenariusz, który może nawet miał tylko 2-3 strony, a Baxter pisał, bo jak się okazuje wiele książek ACC tak powstało... co trochę dziwnym jest odkryciem jak myślisz o kimś jako o jednym ze swoich ulubionych autorów ;-)).

Vortex Intrusion to mój reread jednego z cykli Scotta Juchy.

Tak pisząc to zauważyłem, że poza ostatnią książką wszystkie pozostałe są bardzo feministyczne ;-) co prawda Hotel New Hampshire jest z perspektywy faceta, ale w pewien sposób kobiety (czy ogólnie mniejszości) są głównymi bohaterami (Ok, nie wiem jak Egga traktować). Czarownice mają głównie kobiety jako bohaterki i osoby, które pchają narrację, Odyseja Czasu to co prawda takie dziwne sci-fi, ale też głównie pokazywana z POV kobiet.  


Podobne postybeta
Kwietniowe książki
Książkowy wrzesień
eBook - jak na razie się nie opłaca
Lipcowe książki :-)
Znów w domu :-)

wtorek, sierpnia 19, 2025

Smartofny są kpiną ze swojej mocy, to superkomputery do oglądania przygłupich filmów

Zawsze mnie w pewien sposób zadziwia i nawet w dziwny sposób zachwyca jak bezużyteczne są dzisiejsze smartfony.

Urządzenia które mają moc obliczeniową wyższą niż superkomputery z lat 80 (a może i 90tych), mają GPS, kamery, lidary.

A służą głównie do konsumpcji przygłupich treści ;-)

Form factor telefonu jest całkowitą antytezą czegoś co pozwoliłoby być produktywnym. 
Konsumpcja mediów na telefonie to nie tyle przejaw lenistwa, a całkowitej porażki jeśli chodzi o interfejs użytkownika i możliwość wprowadzania danych.

Programowanie? ;-)

Wolne żarty.

Edytor z kodem nie wygląda źle, choć może literki ciut małe:


Ale spróbuj coś napisać i klawiatura Ci zajmie połowę ekranu ;-)


Niby od biedy się da np. mind mape zrobić, ale już nie obejrzeć bo telewizorek jest za mały...

I tak mamy sytuację, że nosimy w kieszeni superkomputer, który wyświetla przygłupie filmy ;-)

Ja tam jednak ciągle mam nadzieje, że może kiedyś coś.... o może jak będą jakieś okulary i dobry protokół do bezprzewodowego przesyłania obrazu do okularów (które będą robiły za ekran) coś z tego wyjdzie...

Kiedyś liczyłem, że może przez te kolejne lata ktoś wymyśli jakiś lepszy interfejs niż obecne klawiatury ekranowe, ale nie wymyślił ;-)

Stąd moja najwyższa forma produktywności na telefonie to słuchanie podcastów/audiobooków po angielsku, wtedy się uczę języka ;-) i robienie zdjęć.




Podobne postybeta
Radość przedurlopowa - przycinanie ;-)
Telefon antywycieczkowy ;-)
3 must have dla Chrome OS ;-)
42 do 58 na porażkę Chrome OS
Dobrze, że Tusk wygrał

poniedziałek, sierpnia 18, 2025

Airbnb: Czysto, tanio i... z drobnymi usterkami.

Pojeździłem już trochę bo różnych AirBnb i zdarzało mi się być nawet 2 razy w tym samym, albo od tego samego "hosta" i mam już pewne przemyślenia ;-)

Ta żarówka która nie działa, nie działa pewnie od roku i nikt jej nie wymienił.

Zgubiony uchwyt od szafki? Pewnie się zgubił z dwa lata temu.

Stłukłeś coś? Spoko, nikt nie zauważy (no chyba, że to telewizor czy żyrandol ;-))

Z boilera woda cieknie? Pewnie ciekła i rok temu.

Kod do drzwi który działał rok temu nadal działa.

Hasło do WiFi się nie zmienia.

Ogólnie mam wrażenie, że jest tak, że wszyscy zaangażowani w utrzymanie "apartamentów" idą po linii najmniejszego oporu.

Firma sprzątająca może ma w obowiązkach wpisane sprawdzanie i wymianę żarówek, ale to jest dodatkowa robota więc zwykle tego nie robią.

Oni sprzątają i tyle.

Właściciel też tego przybytku zbyt często nie odwiedza.

Ale jest czysto, w miarę fajna lokalizacja i taniej niż w hotelu ;-)



Podobne postybeta
Żarówki kolekcjonerskie ;-)
Z pamiętnika developera... Do czego służy programista?
Statystyki przeglądarek, ktoś ma na pewno niemal doskonałe ;-)
Android Market jest.... taki sobie ;-)
Pan Euroentuzjasta ;-)

wtorek, sierpnia 12, 2025

Journaling z LLM - lokalnie to też działa ;-)

Powiem Wow!.

Pisałem tu z tydzień-2 tygodnie temu o Journalingu z LLM. Właśnie pisałem sobie wpis w Journalu i stwierdziłem, że spróbuję tym razem z lokalnym modelem.

Użyłem Gemma3, malutkiego modelu który waży 3.3 GB. 

Pisałem po polsku, choć prompt był po angielsku... i Gemma zrobiła całkiem ciekawą analizę. 
Teraz próbuję to zaatakować lokalnym GPT-OSS, ale ten waży 13 GB i idzie mu to wolniej.
I jak Gemma pisała po prostu, tu GPT-OSS wydaje się w locie tłumaczyć.

Powiem tak, że Gemma mnie pozytywnie zaskoczyła. Spróbuje czy potrafi określić mój nastrój ;-)

Tu mam zawsze takie marzenie, żeby mieć (a najlepiej żeby wszyscy mieli) takiego osobistego asystenta, który mnie zna, zna moje biomarkery i jak np, zaczynam być wkurzony to mi mówi "Ej, wygląda na to, że Cię coś przed chwilą zdenerwowało, medytacja może pomóc" czy coś w ten deseń. Taki pomocnik samokontroli. O albo coś co patrzy jak siedzę i przerzucam karty w przeglądarce i rzuca "a może by tak partia szachów?"

Albo coś co mi o tej porze powie "Ty, ale nie rób sobie jaj i idź spać" ;-) (co najlepsze wszystkie mojej komputery o 2:30 jeśli są włączone to to mówią i po prostu je ignoruję ;-))



Podobne postybeta
"We skrócie"
Bawię się GPT4All
Journaling
LLMowa ściana ;-)
F** off G ;-)

niedziela, sierpnia 10, 2025

Digital nomad na pół etatu ;-)

Od jakiegoś czasu jestem w trybie takiego digital nomanda na pół etatu ;-) znaczy mam mieszkanie, w którym mieszkam, mam pracę w której pracuję na pełny etat, ale zdarza mi się w ciągu roku przemieszkać parę miesięcy w innych miastach.

W tym roku mieszkałem już:

  • miesiąc w Las Palmas de Gran Canaria, 
  • miesiąc w Juracie,
  • trzy tygodnie w Wenecji,
  • dwa tygodnie w Juracie,
  • 2 x po tygodniu w Gdańsku ;-)
W tamtym roku też miałem miesiąc Juraty i trzy tygodnie Wenecji i też parę tygodni takiego włóczenia się po różnych miastach (Praga, Drezn, Berlin, Dublin, Paryż), nie licząc jakichś 2 tygodniowych pobytów w Juracie czy tygodniowych w Gdańsku ;-)

W tym roku mam jeszcze plan na najmniej miesiąc w Juracie i tydzień w Paryżu ;-)

Ktoś może spytać "po co?"

Bo mogę ;-) i to jest mój eksperyment antydepresyjny.

Jestem introwertykiem (czy bardziej ambiwertykiem) i couch patato. 

Potrzebuje ludzi, zwykle mi ich praca dostarczała, ale przez COVIDa i później różne inne rzeczy od 5 lat pracuję z domu... to mi nie daje ludzi i mi źle bywa (to nie jest, że "o ja biedny", ale bardziej to, że człowiekowi odbija bo np. się wkręca w czytanie newsów czy podobne) więc żeby nie popaść w depresje/szaleństwo (czytać depresję slash szaleństwo ;-)) jeżdżę i sprawdzam jak mi to robi na samopoczucie. 

Jest to męczące, może nawet ciut bez sensu, ale nadaje jakieś ramy egzystencji.

Nadal nie wiem czy to działa antydepresyjnie, albo inaczej, czy jak skończę tak jeździć to czy mi się pogorszy nastrój (bo ogólnie chyba jest OK).

Na fakt, że jestem couch patato działa, bo jednak zwykle przełażę te 10-15 km, a często po 20-25. 

Stąd eksperyment trwa, ale nie wiem jak długo jeszcze będzie trwał.

Tu parę obserwacji z pola walki ;-)

Największym problemem jest brak rutyny, w tym sensie, że jak gdzieś jesteś na dłużej, żeby tam mieszkać to potrzebna jest rutyna. Coś co opisuje jak spędzasz poranki w ciągu weekendu czy w dni wolne, jak wyglądają wieczory. Kiedy się czyta czy ogląda seriale, a kiedy się pracuje nad swoimi projektami.
Z tym mam zawsze największy problem i przez to każdy powrót i wyjazd sprawiają, że gdzieś tak tydzień mi z życiorysu wypada ;-)
To przez to, że najłatwiej wpaść w rozwiązanie, które jest związane z iściem po linii najmniejszego oporu, czyli chodzenie po internecie.
Chociaż też jak napisałem wyżej takie wyjeżdżanie nadaje jakieś ramy egzystencji. W domu spędzenie całej soboty czy niedzieli w domu jakoś uchodzi, na wyjeździe jest ta część mnie która mi narzeka "że nie po to tyle płacisz za ten wyjazd żeby w pokoju/mieszkaniu siedzieć". Więc łażę ;-)

Nie wiem czy tu działa "fake it till you make it", ale jakąś taką "zastępczą" rutynę mam na jednym poziomie, ale trudno jest znaleźć taką rutynę na innym poziomie. Też przez to, że w takiej Wenecji czy Las Palmas słońce wschodzi i zachodzi o innych godzinach niż w Krakowie czy Juracie.

Brak rutyny też oznacza, że się człowiek zaniedbuje w serialach. Bo w książkach nie, albo nie aż tak bardzo. Choć fakt, jak się pracuje i trzeba dojeżdżać do pracy łatwiej czytać, bo coś w tym tramwaju trzeba robić, a pracując z domu (czy to z domu domu czy z domu wyjazdowego) to jednak jest trudniejsze. Stąd powieści czytam, ale jakieś poważniejsze książki już nie tak bardzo.

Zwykłe książki nie działają, za ciężkie są, więc głównie Kindle, ale ponieważ ja dużo chodzę, to odkrywam audiobooki. Mam wrażenie, że podcastów dobrych jest coraz mniej, więc przerzuciłem się na audiobooki.

Do czytania książek Kindle rządzi i tyle ;-)

Jest też problem z ubraniami ;-) bo albo się weźmie za dużo, albo za mało... ale zwykle za dużo jednego rodzaju, a za mało innego rodzaju.
Co mi przypomina, że muszę w końcu zacząć pracę nad moją inteligentną checklistą wyjazdową ;-)
Do Wenecji zabrałem ostatnio za dużo hoodiech (bo 2, a używałem 2 razy jednego), za mało koszul (bo 3, w tym 2 z krótkim rękawem i ich głównie używałem) i za dużo butów (miałem 3 pary, a kupiłem 2 nowe...). O właśnie, jak się jedzenie do cywilizacji to w razie czego zawsze tą brakującą rzecz można kupić. Stąd karta kredytowa to przyjaciel i rzecz o dużej sile magicznej ;-)

Kiedyś miałem problem z zasilaczami, ale od paru lat mam to rozwiązane mając ze sobą 2 zasilacze wieloportowe, które do wszystkiego mi pasują i teraz jest tak, że wszystko mam na USB-C (poza AirPodsami...) więc jest dużo prościej.

A i odkrywam, że konsola przenośna jakoś się u mnie nie sprawdza. Będę za to próbował czy na Macbooku Air z M4 da się grać w Fallout 4 przez CrossOver... 
SteamDecka nie wziąłem do Wenecji i ani razu nie miałem "o, przydałaby się konsola". Ale to może być też przez ten brak rutyny, bo jednak na granie też trzeba znaleźć czas.

Czyli eksperyment trwa.



Podobne postybeta
Październik niezbyt książkowy...
Prakacje męczą ;-)
W Wenecji ;-)
Taki tam strumień świadomości ;-)
Lipcowe książki :-)

I po co ja trzymam stare gazety?

Dziś się zapędziłem do jednej z szafek gdzie mam stare gazety, to były Bajtki (Top Secret, Secret Service, Gambler, C&A i podobne też tam są, chyba nawet jakiś Kebab), mam numery z lat 80 i 90...
W innej półce są Światy Nauki i Wiedza i Życie.

I dopadło mnie, że właściwie nie wiem po co to trzymam. Szansa, że tam zajrzę kiedykolwiek jest praktycznie równa zeru.
Tym razem zapędziłem się tam szukając czegoś całkowicie innego ;-)

Stąd pojawiła się myśl, że może w tym roku nie przedłużę jednak swojej prenumeraty Świata Nauki i Wiedzy i Życia....

Wiedzy i Życia nie czytam od dobrych 15-20 lat, ale kupowałem z sentymentu (przestałem czytać jak jakiś geniusz wpadł na pomysł umieszczenie zdjęcia z pieca krematorium w okolicach 1 listopada lata temu...), bo jednak pamiętałem jak mi się to fajnie czytało w latach 90, jak polowałem na to w kiosku.

Świat Nauki przestałem czytać w 2018 roku, jak pojechałem do USA pomieszkać przez te ~6 miesięcy to po powrocie nigdy już nie czytałem tak jak kiedyś, że brałem do wanny numer i czytałem.

Teraz często mam 3 albo i 6 miesięcy nie otwartych przesyłek, a jak przeglądam to mnie jakoś nie urzekają tematy.

Chociaż to pewnie nie jest bo mi ich szkoda ;-) chociaż jako odbiorca mam wrażenie, że oba tytuły to już nie jest to co kiedyś, część to pewnie to, że jednak jestem starszy i inaczej patrzę na informację, część przez Internet bo zrobił mi (i innym też ;-)) sieczkę z mózgu, to mi ich szkoda, bo to znów tak dużo nie kosztuje, a jednak jest....


Podobne postybeta
Clickbait detector ;-) - czyli próbujemy użyć naiwnego klasyfikatora Bayesowskiego do rozpoznawania clickbaitów ;-)
Knowledgeware
Poniedziałek, czyli "w tę"
Telewizja nie dla idiotów...
[Updated] Czytanie Pocketa ;-)

Bestyjka - nowy mac podróżny ;-)

Wszedłem w posiadanie drogą nabycia ;-) nowego Macbooka Air, tym razem z M4.

Mój park maszynowy jeśli chodzi o Macbooki (prywatne) wygląda tak:

Są tu względem rozmiaru fizycznego, masy i rozmiaru pamięci ;-)

Od lewej mój MBP z 2018 roku z i9 i 32 GB RAM, w środku nówka sztuka Macbook Air z M4 i 24 GB RAM i MBA z 2020 z Intelem i 16 GB RAM.

To jest mój chyba 6 laptop w życiu (prywatny) i pierwszy, który zasługuje na stwierdzenie, że posiada baterię ;-)
Używam od ostatniego ładowania przez dobre ~6-8h (że ekran jest włączony) i nadal mam 52% baterii.

Kolor ma ciut dziwny:


Ale na razie go lubię ;-)

Czemu Bestyjka?

Bo mój główny komputer:

Otrzymał imię bestia (bo jest bestią w porównaniu do tego komputera który zastąpił, czyli MBP z 2018 roku z 32 GB RAM, ten ma M4 Pro i 64 GB RAM).

Ten też ma M4, ale nie Pro, więc jest Bestyjką ;-)



Podobne postybeta
Nowy pracowy laptop uświadomił mi jak wolny jest mój prywatny laptop ;-)
Mój Macbook ma 4 lata
Czyżbym miał już zbyt wolny komputer? ;-)
Dalsze testowanie tagowania MLem ;-)
Życie artysty jest trudne - System Extensions na macOS z ARMem...

wtorek, sierpnia 05, 2025

Nie lenistwo, a strach. Prawdziwe źródło długu technicznego

Zaczynam mieć teorię co jest źródłem "prawdziwego długu technicznego". 

Nie chodzi o lenistwo, jako "za dużo roboty ze zrobieniem tego", a chodzi o chęć uniknięcia obciążenia poznawczego i "nie chce mi się o tym myśleć". 

Spojrzenie na problem, dostrzeżenie złożoności i świadoma decyzja o tym, że się rozwiąże mniej ogólny problem nie generuje długu technicznego jako takiego, to jest nadal tylko przycinanie scope'u.

Dług techniczny się bierze z udawania, że problemu nie ma, nadziej że jakoś to będzie.

Czym innym jest sytuacja która objawia się tak samo, czyli np. "mamy w bazie danych niezaszyfrowane credentiale do OAuth", bo raz powodem może być "bo tak było prościej", a innym "bo to upraszcza implementację i jak dojdziemy do dobrego mechanizmu rotowania kluczy to po prostu zmienimy kod tak by umiał działać z obecnym formatem rekordu i dodamy do odczytu kod który będzie robił update dla rekordów w starym formacie".

To jest jak z przechodzeniem ulicy w niedozwolonym miejsce ;-)
Inny przypadek jest gdy przechodzimy w niedozwolonym miejscu, ale się dokładnie rozglądamy (i to nie głównie za policjantem) i oceniamy ryzyko, a co innego gdy leziemy bez patrzenia. 
Takie świadome przejście w niedozwolonym miejscu jest nawet bezpieczniejsze niż bezkrytyczne zaufanie przejściu dla pieszych ;-)

Kluczem jest to, że decyzja powinna być świadoma. Wiemy czemu to robimy.

Chociaż trzeba przyznać, że ten świadomy dług techniczny też ma swoje wady, bo wiedza o tym czemu to tak zrobiliśmy, a nie inaczej staje się wiedzą instytucjonalną, która się trzyma w głowach osób zaangażowanych, może czasem w ticketach albo commit message'u, jak developer był lub była bardzo ostrożny/ostrożna to może być komentarz w kodzie czemu tak to robimy (chociaż na 100% na code review ktoś się do tego przyczepi, bo to przecież łamie zasady ;-)), więc z czasem się rozpłynie i zniknie. 

A Product ma krótką pamięć do takich rzeczy.
Sam pamiętam przypadek gdy na krótko przed produkcją okazało się, że "oj, jest problem" (Internet Explorer + DLL + działanie w jednym procesie + ActiveX i parę innych) i trzeba było zrobić workaround... który działał, chociaż to było zrobione z info do Product Managementu, że robimy hacka, ale trzeba tutaj popchnąć sprawę od strony produktowej i rozwiązać root cause... i po roku PMowie nawet nie wiedzieli, że jest ten problem ;-)

Chociaż i na to jest sposób, ale trudny, bo trzeba kilka razy zaimplementować w kodzie wyraźnie obsługę rzeczy, które urosły... W sensie jak w kodzie są już miejsca gdzie np. odczyta z bazy danych jest w stanie czytać kilka formatów rekordu to developer tam kiedyś dotrze i ustawi to ją lub jego na odpowiedni sposób myślenia (choć będą tacy, którzy będą chcieli "to przepisać bo to jest dług techniczny", co jest IMHO tylko powrotem do "square one" czyli "to jest zbyt skomplikowane by o tym myśleć").
Inaczej mówiąc jak w kodzie widać, że kod ewoluuje to zespół pracujący z kodem powinien mieć odpowiedni mindset. Wtedy np. zaczynasz widzieć, że np. enumy są świetne, do czasu jak przychodzą do Ciebie w JSONie i nagle masz zależność do schemy (której nie ma, bo schema dla JSONa to też tylko hack) i okazuje się, że może warto ten cały schemat patrzenia na kod jako coś co ewoluuje przenieść też od razu na dane.



Podobne postybeta
2011 zaczęty ;-)
Spóźnialskie Google Latitude ;-)
Idioci
W tworzeniu softu droga od tego jak jest do tego jak ma być jest ważniejsza od tego jak ma być
Cukierki, radosny chaos i takie tam, czyli Przemkowe rojenia ;-)