wtorek, sierpnia 19, 2025

Smartofny są kpiną ze swojej mocy, to superkomputery do oglądania przygłupich filmów

Zawsze mnie w pewien sposób zadziwia i nawet w dziwny sposób zachwyca jak bezużyteczne są dzisiejsze smartfony.

Urządzenia które mają moc obliczeniową wyższą niż superkomputery z lat 80 (a może i 90tych), mają GPS, kamery, lidary.

A służą głównie do konsumpcji przygłupich treści ;-)

Form factor telefonu jest całkowitą antytezą czegoś co pozwoliłoby być produktywnym. 
Konsumpcja mediów na telefonie to nie tyle przejaw lenistwa, a całkowitej porażki jeśli chodzi o interfejs użytkownika i możliwość wprowadzania danych.

Programowanie? ;-)

Wolne żarty.

Edytor z kodem nie wygląda źle, choć może literki ciut małe:


Ale spróbuj coś napisać i klawiatura Ci zajmie połowę ekranu ;-)


Niby od biedy się da np. mind mape zrobić, ale już nie obejrzeć bo telewizorek jest za mały...

I tak mamy sytuację, że nosimy w kieszeni superkomputer, który wyświetla przygłupie filmy ;-)

Ja tam jednak ciągle mam nadzieje, że może kiedyś coś.... o może jak będą jakieś okulary i dobry protokół do bezprzewodowego przesyłania obrazu do okularów (które będą robiły za ekran) coś z tego wyjdzie...

Kiedyś liczyłem, że może przez te kolejne lata ktoś wymyśli jakiś lepszy interfejs niż obecne klawiatury ekranowe, ale nie wymyślił ;-)

Stąd moja najwyższa forma produktywności na telefonie to słuchanie podcastów/audiobooków po angielsku, wtedy się uczę języka ;-) i robienie zdjęć.




Podobne postybeta
Radość przedurlopowa - przycinanie ;-)
Telefon antywycieczkowy ;-)
3 must have dla Chrome OS ;-)
42 do 58 na porażkę Chrome OS
Dobrze, że Tusk wygrał

poniedziałek, sierpnia 18, 2025

Airbnb: Czysto, tanio i... z drobnymi usterkami.

Pojeździłem już trochę bo różnych AirBnb i zdarzało mi się być nawet 2 razy w tym samym, albo od tego samego "hosta" i mam już pewne przemyślenia ;-)

Ta żarówka która nie działa, nie działa pewnie od roku i nikt jej nie wymienił.

Zgubiony uchwyt od szafki? Pewnie się zgubił z dwa lata temu.

Stłukłeś coś? Spoko, nikt nie zauważy (no chyba, że to telewizor czy żyrandol ;-))

Z boilera woda cieknie? Pewnie ciekła i rok temu.

Kod do drzwi który działał rok temu nadal działa.

Hasło do WiFi się nie zmienia.

Ogólnie mam wrażenie, że jest tak, że wszyscy zaangażowani w utrzymanie "apartamentów" idą po linii najmniejszego oporu.

Firma sprzątająca może ma w obowiązkach wpisane sprawdzanie i wymianę żarówek, ale to jest dodatkowa robota więc zwykle tego nie robią.

Oni sprzątają i tyle.

Właściciel też tego przybytku zbyt często nie odwiedza.

Ale jest czysto, w miarę fajna lokalizacja i taniej niż w hotelu ;-)



Podobne postybeta
Żarówki kolekcjonerskie ;-)
Z pamiętnika developera... Do czego służy programista?
Statystyki przeglądarek, ktoś ma na pewno niemal doskonałe ;-)
Android Market jest.... taki sobie ;-)
Pan Euroentuzjasta ;-)

wtorek, sierpnia 12, 2025

Journaling z LLM - lokalnie to też działa ;-)

Powiem Wow!.

Pisałem tu z tydzień-2 tygodnie temu o Journalingu z LLM. Właśnie pisałem sobie wpis w Journalu i stwierdziłem, że spróbuję tym razem z lokalnym modelem.

Użyłem Gemma3, malutkiego modelu który waży 3.3 GB. 

Pisałem po polsku, choć prompt był po angielsku... i Gemma zrobiła całkiem ciekawą analizę. 
Teraz próbuję to zaatakować lokalnym GPT-OSS, ale ten waży 13 GB i idzie mu to wolniej.
I jak Gemma pisała po prostu, tu GPT-OSS wydaje się w locie tłumaczyć.

Powiem tak, że Gemma mnie pozytywnie zaskoczyła. Spróbuje czy potrafi określić mój nastrój ;-)

Tu mam zawsze takie marzenie, żeby mieć (a najlepiej żeby wszyscy mieli) takiego osobistego asystenta, który mnie zna, zna moje biomarkery i jak np, zaczynam być wkurzony to mi mówi "Ej, wygląda na to, że Cię coś przed chwilą zdenerwowało, medytacja może pomóc" czy coś w ten deseń. Taki pomocnik samokontroli. O albo coś co patrzy jak siedzę i przerzucam karty w przeglądarce i rzuca "a może by tak partia szachów?"

Albo coś co mi o tej porze powie "Ty, ale nie rób sobie jaj i idź spać" ;-) (co najlepsze wszystkie mojej komputery o 2:30 jeśli są włączone to to mówią i po prostu je ignoruję ;-))



Podobne postybeta
"We skrócie"
Bawię się GPT4All
Journaling
LLMowa ściana ;-)
F** off G ;-)

niedziela, sierpnia 10, 2025

Digital nomad na pół etatu ;-)

Od jakiegoś czasu jestem w trybie takiego digital nomanda na pół etatu ;-) znaczy mam mieszkanie, w którym mieszkam, mam pracę w której pracuję na pełny etat, ale zdarza mi się w ciągu roku przemieszkać parę miesięcy w innych miastach.

W tym roku mieszkałem już:

  • miesiąc w Las Palmas de Gran Canaria, 
  • miesiąc w Juracie,
  • trzy tygodnie w Wenecji,
  • dwa tygodnie w Juracie,
  • 2 x po tygodniu w Gdańsku ;-)
W tamtym roku też miałem miesiąc Juraty i trzy tygodnie Wenecji i też parę tygodni takiego włóczenia się po różnych miastach (Praga, Drezn, Berlin, Dublin, Paryż), nie licząc jakichś 2 tygodniowych pobytów w Juracie czy tygodniowych w Gdańsku ;-)

W tym roku mam jeszcze plan na najmniej miesiąc w Juracie i tydzień w Paryżu ;-)

Ktoś może spytać "po co?"

Bo mogę ;-) i to jest mój eksperyment antydepresyjny.

Jestem introwertykiem (czy bardziej ambiwertykiem) i couch patato. 

Potrzebuje ludzi, zwykle mi ich praca dostarczała, ale przez COVIDa i później różne inne rzeczy od 5 lat pracuję z domu... to mi nie daje ludzi i mi źle bywa (to nie jest, że "o ja biedny", ale bardziej to, że człowiekowi odbija bo np. się wkręca w czytanie newsów czy podobne) więc żeby nie popaść w depresje/szaleństwo (czytać depresję slash szaleństwo ;-)) jeżdżę i sprawdzam jak mi to robi na samopoczucie. 

Jest to męczące, może nawet ciut bez sensu, ale nadaje jakieś ramy egzystencji.

Nadal nie wiem czy to działa antydepresyjnie, albo inaczej, czy jak skończę tak jeździć to czy mi się pogorszy nastrój (bo ogólnie chyba jest OK).

Na fakt, że jestem couch patato działa, bo jednak zwykle przełażę te 10-15 km, a często po 20-25. 

Stąd eksperyment trwa, ale nie wiem jak długo jeszcze będzie trwał.

Tu parę obserwacji z pola walki ;-)

Największym problemem jest brak rutyny, w tym sensie, że jak gdzieś jesteś na dłużej, żeby tam mieszkać to potrzebna jest rutyna. Coś co opisuje jak spędzasz poranki w ciągu weekendu czy w dni wolne, jak wyglądają wieczory. Kiedy się czyta czy ogląda seriale, a kiedy się pracuje nad swoimi projektami.
Z tym mam zawsze największy problem i przez to każdy powrót i wyjazd sprawiają, że gdzieś tak tydzień mi z życiorysu wypada ;-)
To przez to, że najłatwiej wpaść w rozwiązanie, które jest związane z iściem po linii najmniejszego oporu, czyli chodzenie po internecie.
Chociaż też jak napisałem wyżej takie wyjeżdżanie nadaje jakieś ramy egzystencji. W domu spędzenie całej soboty czy niedzieli w domu jakoś uchodzi, na wyjeździe jest ta część mnie która mi narzeka "że nie po to tyle płacisz za ten wyjazd żeby w pokoju/mieszkaniu siedzieć". Więc łażę ;-)

Nie wiem czy tu działa "fake it till you make it", ale jakąś taką "zastępczą" rutynę mam na jednym poziomie, ale trudno jest znaleźć taką rutynę na innym poziomie. Też przez to, że w takiej Wenecji czy Las Palmas słońce wschodzi i zachodzi o innych godzinach niż w Krakowie czy Juracie.

Brak rutyny też oznacza, że się człowiek zaniedbuje w serialach. Bo w książkach nie, albo nie aż tak bardzo. Choć fakt, jak się pracuje i trzeba dojeżdżać do pracy łatwiej czytać, bo coś w tym tramwaju trzeba robić, a pracując z domu (czy to z domu domu czy z domu wyjazdowego) to jednak jest trudniejsze. Stąd powieści czytam, ale jakieś poważniejsze książki już nie tak bardzo.

Zwykłe książki nie działają, za ciężkie są, więc głównie Kindle, ale ponieważ ja dużo chodzę, to odkrywam audiobooki. Mam wrażenie, że podcastów dobrych jest coraz mniej, więc przerzuciłem się na audiobooki.

Do czytania książek Kindle rządzi i tyle ;-)

Jest też problem z ubraniami ;-) bo albo się weźmie za dużo, albo za mało... ale zwykle za dużo jednego rodzaju, a za mało innego rodzaju.
Co mi przypomina, że muszę w końcu zacząć pracę nad moją inteligentną checklistą wyjazdową ;-)
Do Wenecji zabrałem ostatnio za dużo hoodiech (bo 2, a używałem 2 razy jednego), za mało koszul (bo 3, w tym 2 z krótkim rękawem i ich głównie używałem) i za dużo butów (miałem 3 pary, a kupiłem 2 nowe...). O właśnie, jak się jedzenie do cywilizacji to w razie czego zawsze tą brakującą rzecz można kupić. Stąd karta kredytowa to przyjaciel i rzecz o dużej sile magicznej ;-)

Kiedyś miałem problem z zasilaczami, ale od paru lat mam to rozwiązane mając ze sobą 2 zasilacze wieloportowe, które do wszystkiego mi pasują i teraz jest tak, że wszystko mam na USB-C (poza AirPodsami...) więc jest dużo prościej.

A i odkrywam, że konsola przenośna jakoś się u mnie nie sprawdza. Będę za to próbował czy na Macbooku Air z M4 da się grać w Fallout 4 przez CrossOver... 
SteamDecka nie wziąłem do Wenecji i ani razu nie miałem "o, przydałaby się konsola". Ale to może być też przez ten brak rutyny, bo jednak na granie też trzeba znaleźć czas.

Czyli eksperyment trwa.



Podobne postybeta
Październik niezbyt książkowy...
Prakacje męczą ;-)
W Wenecji ;-)
Taki tam strumień świadomości ;-)
Lipcowe książki :-)

I po co ja trzymam stare gazety?

Dziś się zapędziłem do jednej z szafek gdzie mam stare gazety, to były Bajtki (Top Secret, Secret Service, Gambler, C&A i podobne też tam są, chyba nawet jakiś Kebab), mam numery z lat 80 i 90...
W innej półce są Światy Nauki i Wiedza i Życie.

I dopadło mnie, że właściwie nie wiem po co to trzymam. Szansa, że tam zajrzę kiedykolwiek jest praktycznie równa zeru.
Tym razem zapędziłem się tam szukając czegoś całkowicie innego ;-)

Stąd pojawiła się myśl, że może w tym roku nie przedłużę jednak swojej prenumeraty Świata Nauki i Wiedzy i Życia....

Wiedzy i Życia nie czytam od dobrych 15-20 lat, ale kupowałem z sentymentu (przestałem czytać jak jakiś geniusz wpadł na pomysł umieszczenie zdjęcia z pieca krematorium w okolicach 1 listopada lata temu...), bo jednak pamiętałem jak mi się to fajnie czytało w latach 90, jak polowałem na to w kiosku.

Świat Nauki przestałem czytać w 2018 roku, jak pojechałem do USA pomieszkać przez te ~6 miesięcy to po powrocie nigdy już nie czytałem tak jak kiedyś, że brałem do wanny numer i czytałem.

Teraz często mam 3 albo i 6 miesięcy nie otwartych przesyłek, a jak przeglądam to mnie jakoś nie urzekają tematy.

Chociaż to pewnie nie jest bo mi ich szkoda ;-) chociaż jako odbiorca mam wrażenie, że oba tytuły to już nie jest to co kiedyś, część to pewnie to, że jednak jestem starszy i inaczej patrzę na informację, część przez Internet bo zrobił mi (i innym też ;-)) sieczkę z mózgu, to mi ich szkoda, bo to znów tak dużo nie kosztuje, a jednak jest....


Podobne postybeta
Clickbait detector ;-) - czyli próbujemy użyć naiwnego klasyfikatora Bayesowskiego do rozpoznawania clickbaitów ;-)
Knowledgeware
Poniedziałek, czyli "w tę"
Telewizja nie dla idiotów...
[Updated] Czytanie Pocketa ;-)

Bestyjka - nowy mac podróżny ;-)

Wszedłem w posiadanie drogą nabycia ;-) nowego Macbooka Air, tym razem z M4.

Mój park maszynowy jeśli chodzi o Macbooki (prywatne) wygląda tak:

Są tu względem rozmiaru fizycznego, masy i rozmiaru pamięci ;-)

Od lewej mój MBP z 2018 roku z i9 i 32 GB RAM, w środku nówka sztuka Macbook Air z M4 i 24 GB RAM i MBA z 2020 z Intelem i 16 GB RAM.

To jest mój chyba 6 laptop w życiu (prywatny) i pierwszy, który zasługuje na stwierdzenie, że posiada baterię ;-)
Używam od ostatniego ładowania przez dobre ~6-8h (że ekran jest włączony) i nadal mam 52% baterii.

Kolor ma ciut dziwny:


Ale na razie go lubię ;-)

Czemu Bestyjka?

Bo mój główny komputer:

Otrzymał imię bestia (bo jest bestią w porównaniu do tego komputera który zastąpił, czyli MBP z 2018 roku z 32 GB RAM, ten ma M4 Pro i 64 GB RAM).

Ten też ma M4, ale nie Pro, więc jest Bestyjką ;-)



Podobne postybeta
Nowy pracowy laptop uświadomił mi jak wolny jest mój prywatny laptop ;-)
Mój Macbook ma 4 lata
Czyżbym miał już zbyt wolny komputer? ;-)
Dalsze testowanie tagowania MLem ;-)
Życie artysty jest trudne - System Extensions na macOS z ARMem...

wtorek, sierpnia 05, 2025

Nie lenistwo, a strach. Prawdziwe źródło długu technicznego

Zaczynam mieć teorię co jest źródłem "prawdziwego długu technicznego". 

Nie chodzi o lenistwo, jako "za dużo roboty ze zrobieniem tego", a chodzi o chęć uniknięcia obciążenia poznawczego i "nie chce mi się o tym myśleć". 

Spojrzenie na problem, dostrzeżenie złożoności i świadoma decyzja o tym, że się rozwiąże mniej ogólny problem nie generuje długu technicznego jako takiego, to jest nadal tylko przycinanie scope'u.

Dług techniczny się bierze z udawania, że problemu nie ma, nadziej że jakoś to będzie.

Czym innym jest sytuacja która objawia się tak samo, czyli np. "mamy w bazie danych niezaszyfrowane credentiale do OAuth", bo raz powodem może być "bo tak było prościej", a innym "bo to upraszcza implementację i jak dojdziemy do dobrego mechanizmu rotowania kluczy to po prostu zmienimy kod tak by umiał działać z obecnym formatem rekordu i dodamy do odczytu kod który będzie robił update dla rekordów w starym formacie".

To jest jak z przechodzeniem ulicy w niedozwolonym miejsce ;-)
Inny przypadek jest gdy przechodzimy w niedozwolonym miejscu, ale się dokładnie rozglądamy (i to nie głównie za policjantem) i oceniamy ryzyko, a co innego gdy leziemy bez patrzenia. 
Takie świadome przejście w niedozwolonym miejscu jest nawet bezpieczniejsze niż bezkrytyczne zaufanie przejściu dla pieszych ;-)

Kluczem jest to, że decyzja powinna być świadoma. Wiemy czemu to robimy.

Chociaż trzeba przyznać, że ten świadomy dług techniczny też ma swoje wady, bo wiedza o tym czemu to tak zrobiliśmy, a nie inaczej staje się wiedzą instytucjonalną, która się trzyma w głowach osób zaangażowanych, może czasem w ticketach albo commit message'u, jak developer był lub była bardzo ostrożny/ostrożna to może być komentarz w kodzie czemu tak to robimy (chociaż na 100% na code review ktoś się do tego przyczepi, bo to przecież łamie zasady ;-)), więc z czasem się rozpłynie i zniknie. 

A Product ma krótką pamięć do takich rzeczy.
Sam pamiętam przypadek gdy na krótko przed produkcją okazało się, że "oj, jest problem" (Internet Explorer + DLL + działanie w jednym procesie + ActiveX i parę innych) i trzeba było zrobić workaround... który działał, chociaż to było zrobione z info do Product Managementu, że robimy hacka, ale trzeba tutaj popchnąć sprawę od strony produktowej i rozwiązać root cause... i po roku PMowie nawet nie wiedzieli, że jest ten problem ;-)

Chociaż i na to jest sposób, ale trudny, bo trzeba kilka razy zaimplementować w kodzie wyraźnie obsługę rzeczy, które urosły... W sensie jak w kodzie są już miejsca gdzie np. odczyta z bazy danych jest w stanie czytać kilka formatów rekordu to developer tam kiedyś dotrze i ustawi to ją lub jego na odpowiedni sposób myślenia (choć będą tacy, którzy będą chcieli "to przepisać bo to jest dług techniczny", co jest IMHO tylko powrotem do "square one" czyli "to jest zbyt skomplikowane by o tym myśleć").
Inaczej mówiąc jak w kodzie widać, że kod ewoluuje to zespół pracujący z kodem powinien mieć odpowiedni mindset. Wtedy np. zaczynasz widzieć, że np. enumy są świetne, do czasu jak przychodzą do Ciebie w JSONie i nagle masz zależność do schemy (której nie ma, bo schema dla JSONa to też tylko hack) i okazuje się, że może warto ten cały schemat patrzenia na kod jako coś co ewoluuje przenieść też od razu na dane.



Podobne postybeta
2011 zaczęty ;-)
Spóźnialskie Google Latitude ;-)
Idioci
W tworzeniu softu droga od tego jak jest do tego jak ma być jest ważniejsza od tego jak ma być
Cukierki, radosny chaos i takie tam, czyli Przemkowe rojenia ;-)

piątek, sierpnia 01, 2025

Lipcowe książki :-)

Były takie audiobooki:

  • Lesio - Joanna Chmielewska
  • Dzikie Białko - Joanna Chmielewska
  • Project Hail Mary - Andy Weir
  • Apple in China: The Capture of the World's Greatest CompanyPatrick McGee
  • Otworzyć po mojej śmierci - Abelard Giza
  • Boczne drogi - Joanna Chmielewska
  • The God Delusion - Richard Dawkins
  • The Martian - Andy Weir
  • Artemis - Andy Weir
  • Search Inside Yourself - Chade-Meng Tan
Wydaje mi się, że lista jest pełna, ale glowy nie dam ;-)

Zacznijmy od Lesia... gdy to pierwszy raz czytałem to nienawidziłem tej książki, ze szczególnym uwzględnieniem Lesia. Ale z czasem spod tego pełnego pretensji do świata bubka wyłazi totalnie zagubiony w świecie artysta o wielkim sercu i totalnym braku rozsądku ;-)
Dlatego polecam audiobooka jako formę ataku, bo jednak szybciej przechodzi się przez początek.
Kontynuacją było Dzikie Białko ;-) które jest właśnie kontynuacją (tak jakby) Lesia, chociaż Lesio gra tu już mniej istotną rolę. Boczne drogi były w ramach testu... i jednak to nie to samo co Lesio czy nawet Dzikie Białko. 

Po Chmielewskiej czas na Andy'ego Weira. Zainspirował mnie trailer do Project Hail Mary (zapowiada się niezły firm, który będzie dzień po moich urodzinach w 2026 ;-)). Stąd książki słuchałem w innej kolejności niż Andy je pisał, ale to są wszystko różne opowieści.
Najpierw Project Hail Mary. Do teraz nie wiem co sądzę o tej książce. Marsjanina od razu pokochałem, a tutaj niby jest tak sobie i na początku przeżywam najwięcej, że Ryland Grace mieszka w San Francisco, a to było jeszcze 2.5 roku po moim powrocie z mieszkania w San Francisco ;-) ale im dalej się idzie w książkę to wciąga.
Chociaż chyba nadal bardziej lubię Marsjanina, może przez to, że jest bardziej możliwy, ale znów astrofagi to ciekawy pomysł.
Posłuchałem jeszcze Artemis. To jest próba Andy'ego napisania innej książki. Też lubię, ale jednak jest inna.

Abelard Giza i Otworzyć po mojej śmierci... zaczynałem to z 3 razy ;-) bo mnie zaskoczyło, że to są po prostu opowiadanka (zwykle zabawne, choć jest jedno o porwaniu które wzbudziło mój niepokój). 
Jednak Abelarda wolę w stand-up'ie i z czasów Limo :-)

Apple in China... to jest ciekawa, bardzo ciekawa książka. Naprawdę myślałem, że całe IP w iPhonie i też telefonach innych producentów "z zachodu" to ich produkt, a że w Chinach jest tylko montaż... a okazuje się, że Apple przez kilkanaście lat zbudowało tam cały przemysł i od pewnego to nie Apple przychodziło z rozwiązaniami, a Chińskie firmy... nie życzę źle Chińczykom, ale Chinom rządzonym przez CCP już tak... więc nie do końca mi się podoba budowanie u nich kompetencji w krytycznych technologiach.

God Delusion... Szczerze jakoś ta książka zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie jak czytałem gdy wyszła, a teraz jak jej słucham to już wrażenia nie robi.

Search Inside Yourself - tak trochę rzutem na taśmę się w lipcu zmieściło, skończyłem słuchać na ~20 minut przed północą ;-) książka ciekawa, ale ponieważ ona jest "kursowa" to trzeba uważać 'na ćwiczenia".

Co do czytania to wychodzi, że przeczytałem tylko Clone Crisis (Gate Ghosts Book 2) Scott'a Juchy... chociaż w Race Rivalry (3 książce z serii zostało mi koło 1 godziny czytania ;-)).
To reread był.



Podobne postybeta
Eventy na żywo nie zawsze są bardziej wow niż w TV ;-)
Space opera, nie sf :-)
Książkowy marzec :-)
Majowe książki :-)
Kwietniowe książki