Gdy wracałem z marszu 4 czerwca to już mnie chyba coś brało, wieczorem już czułem ból gardła, ale lekki, następnego dnia jechałem z Warszawy do Gdańska i było spoko... i we wtorek gdy się obudziłem myślałem, że umrę.
Ale się tak trochę polepszało i pogarszało i kurcze, to są już 2 tygodnie i zaczynam uważać, że to może nie jest przeziębienie, a jakaś alergia na pyłki jakieś albo co...
No bo przecież te 7 dni powinny wystarczyć układowi odpornościowemu na wyleczenie mnie!
I wczoraj było już super, a dziś znowu.... chociaż to pewnie przez oglądanie Avatara ;-)
Podobne postybeta
Nauka, głupcze
"Cud"
Guma do żucia i samoloty
Kolejne książki :-)
Marsz, książka i resorówki ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz