Gdy pierwszy raz w życiu leciałem samolotem, a to było 16.5 roku temu czy jakoś tak, w lutym 2007 roku, w drodze do Los Angeles to w pamięci siedziały mi opowieści o tym, że dobrze często przełykać bo zmiana ciśnienia może być niemiła.
Szczególnie jak się ma coś z zatokami, a miałem coś z zatokami bo z wcześniejszej firmy wyniosłem bolące zatoki [połączenie klimatyzatora wiejącego mi prosto na czoło i otwartego okna za którym były pyłki... (nie twierdzę, że ludzie którzy otwierali okna i włączali klimatyzator byli jakoś szczególnie rozsądni ;-)].
Utkwiło mi też w pamięci, że guma do żucia pomaga.
Lecąc "tam" nie miałem gumy, ale lecąc z powrotem już miałem....
I żułem.
I tak mi zostało ;-)
Po drodze, czyli tak w ciągu 2 dni ;-) odkryłem, że guma do żucia czyści zęby i tak od 16. 5 roku żuję gumę ;-)
Chociaż pamiętam, że jak kupowałem gumę na lotnisku w LA to wydawało mi się, że tylko na ten lot to będzie, a jednak zostało.
Podobne postybeta
Dinozaury czają się wszędzie....
Różny target
Prakacje w Juracie ;-)
Audiobook mi ukradł książkę do czytania ;-)
Autobus ze skrzydłami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz