wtorek, kwietnia 13, 2010

Śmierdząca ryba wolności ;-)

Wychodzi na to, że śmierdząca ryba jest dla wielu osób symbolem wolności.W mojej firmie pracuje wiele osób, naprawdę wiele, zajmujemy wiele biur, w biurach tych mamy też kuchnie, a w kuchniach kuchenki mikrofalowe. Żeby każdy kto chce mógł sobie zjeść ciepły posiłek bez chodzenia do restauracji.Konflikt zaczyna się w miejscu tego co ma być tym posiłkiem ;-)Zagorzali rybocholicy raz na jakiś czas przynoszą do pracy rybę by móc sobie ją zjeść. Problem z rybą polega jednak na tym, że potrafi ona w trakcie podgrzewania wydzielać dość intensywny zapach. Są też ludzie, którzy nie lubią zapachu ryby.... jak się zastanowić większość z nas nie lubi tego zapachu.I teraz jest problem. Duża grupa osób nie konsumujących ryby, czuje jej zapach, lub smród i pała rządzą mordu, za to robyożerca odczuwa ich uwagi, a często nawet tylko sugestie, że może by zamknął drzwi do kuchni i uczynił z jej konsumpcji sprawę bardziej prywatną, jako ataki na jego sposób życia i wartości które wyznaje.Gdy ktoś chciałby aby dla spokoju społecznego ograniczyć konsumpcję ryb i innych intensywnie wydzielających zapach potraw lub wprowadzić zakaz ich podgrzewania pojawiają się głosy, że ogranicza się wolność tych którzy chcieliby jeść takie potrawy.I problem polega na tym, że mają racje. Tak samo jak rację mają ci, którzy chcą zakazu podgrzewania zapachodajnych potraw.Co ciekawe samo pojawienie się pretensji o przynoszenie ryb powoduje, że u części osób pojawia się chęć przyniesienia do pracy czegoś cuchnącego tylko po to by pokazać swój sprzeciw przeciwko pomysłom takowych zakazów.I co zrobić z tym fantem?Tym razem nie będę proponował wprowadzenia rozwiązania, którym byłby podatek od spożycia zapachowych potraw ;-) Ostatnio przy analogicznej propozycji zostałem uznany za czerwonego robaka.


Podobne postybeta
Kuchenka mikrofalowa
The Greatest Show on Earth: The Evidence for Evolution
Akcja bezpośrednia
Co ma wspólnego łyżka z post-PC?
Znowu dyskusja....

4 komentarze:

  1. Proponuję, żebyś najadł się fasoli i w akcie protestu puszczał ostentacyjnie bąki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz, to jest właśnie przykład tego o czym piszę w akapicie: "Co ciekawe samo pojawienie się pretensji o przynoszenie ryb powoduje, że u części osób pojawia się chęć przyniesienia do pracy czegoś cuchnącego tylko po to by pokazać swój sprzeciw przeciwko pomysłom takowych zakazów."

    Czyli eskalacja konfliktu. Nie podoba mi się pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może nie zakaz, a ograniczenie... Chcesz zjeść rybę zjedz wędzoną (ta chyba tak nie śmierdzi) rozumiem, że chodzi o dojście do jakiegoś konsensusu. W innym wypadku pozostaje założenie wyciągu ;) bądź eskalacja konfliktu (czego nie chcesz) acz jak to mówią "jak Kuba bogu tak bóg Kubańczykom").

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz postaw się na moim miejscu: ja nie jem i nie lubię ryb (mój wybór, moja decyzja). Jak ktoś podgrzeje sobie te "papu" w mikrofali - masakra. Normalnie pracować się nie da przez pół godziny. Na szczęście do pracy jeżdżę 2-3 razy w miesiącu więc tyle mogę wycierpieć :) Jak znajdziesz na to jakiś patent - daj znać - wypróbuję.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń