Podobno minister finansów to ktoś kto ma wzbudzać w rynkach finansowych przekonanie, że ktoś rozumie co się dzieje i że jest ktoś kto nad tym wszystkim panuje.
Naszemu się to chyba nie do końca udaje bo coś takie sprzeczne sygnały daje.
Najpierw, że jest spoko, że co się ludzie niepotrzebnie przejmują bo przecież jest fajnie. Jak się kampania wyborcza skończyła to już nie był taki optymistyczny i opowiedział o dziurze do której doprowadził [fakt z wydatną pomocą PiS, którego obniżka podatku dochodowego spowodowała odpływ paru ładnych miliardów złotych z budżetu, to samo zresztą z obniżoną składką rentową]. Później pan Wincenty zaczął coś przebąkiwać o podwyżkach podatków i akcyzy. Ale nic jeszcze nie wiadomo.
Wielu ekspertów najchętniej widziałoby podniesienie VAT na żywność, ale za to są przeciwni powrotowi do 3 stawek PIT....... ciekawe czy ma to jakiś związek z tym, że dla nich podniesienie VAT na żywność z 7% do 22% to podniesienie wydatków na poziomie może 1-2% bo i tak większość produktów które kupują i jedzą to te które mają już teraz 22% VAT, a przywrócenie 3 stawek PIT to od 3-4 do parunastu czy parudziesięciu tysięcy złotych mniej w ich portfelach.... Za to dla przeciętnej rodziny przywrócenie 3 stawki PIT to żadna zmiana, a podniesienie VAT na żywność to ze 100 złotych miesięcznie więcej wydanych na żywność.
Oczywiście wszyscy na takie słowa zakrzykną, że to demagogia, bo dzięki niższym podatkom dla dobrze zarabiających mamy niższe bezrobocie, gospodarka się lepiej rozwija, kury lepiej niosą, a krowy więcej mleka dają.
Patrząc po sobie i wiedząc, że zyskałem znacznie na zmianie podatków i że nie stworzyłem przez to nawet 1/10 miejsca pracy stwierdzam, że całe gadanie ekspertów mija się z prawdą. Albo dlatego, że świadomie wprowadzają nas w błąd, albo dlatego, i to chyba bardziej prawdopodobne, po prostu sami nie wiedzą co mówią, a taka wersja jest dla nich wygodniejsza.
Zresztą co do obniżania podatków to zawsze uważałem i jak mi się wydaje historia rozwoju gospodarczego Polski to potwierdza, że przedsiębiorca przyjmie nowego pracownika nie wtedy gdy mu się obniży podatki - koszty pracownika, ale wtedy gdy będzie miał pracę dla tej osoby.
Nowego kafelkarza przyjmuje się wtedy gdy są zamówienia na jego pracę, nie wtedy gdy jego zatrudnienie jest po prostu tańsze. Przedsiębiorcy to nie idioci. Umieją liczyć i wiedzą, że gdy są zamówienia to warto zatrudniać nawet gdy to kosztuje.
Przykładem niech będzie IT w Polsce, w którym w ciągu ostatnich 6 lat pensje wzrosły o jakieś 30-50% bo pracowników jest mało a zamówień dużo.
Jedno z czym się zgadzam z obecnym rządem to to, że raczej należałoby unikać zwiększania deficytu. Bo nawet jeśli pieniądze te miałyby pójść na inwestycje [co wątpliwe] to wcale nie jest pewne, że nasz dług znalazłby nabywcę. Bo przecież ktoś musiałby go kupić, a ze słabą walutą wcale nie jesteśmy tacy znów atrakcyjni...... a jakbyśmy wypuścili obligacje, których nikt nie chciałby kupić to dopiero wtedy zaczęłaby się utrata wartości złotówki....... choć dla mnie to dobrze, bo byłbym tańszy ;-)
Czyżby jak zwykle cały bałagan z gospodarką miała naprawić lewica? W 1993 roku musieli sprzątać po terapii szokowej Balcerowicza, która nie doprowadziła do tego co widać teraz w Estonii czy na Litwie bo przyhamowano prywatyzację...... tak btw. teraz rząd może wycisnąć PKO BP z kasy tylko dzięki temu, że nadal jest jego właścicielem, gdyby go całkiem sprzedał miałby kasę raz, tak może mieć ją co roku...... później w 2001 znów musieli sprzątać po schładzaniu gospodarki, co ciekawe znów jej autorem był Balcerowicz, co wiązało się z zatykaniem dziury budżetowej na 80 mld złotych przez co lewicowy rząd przeszedł do historii jako ten, który zlikwidował np. fundusz alimentacyjny..........
Problem tylko w tym, że obecna lewica chyba nie umiałaby wygrać wyborów ;-)
A może by tak budżet na zasadzie mierz siły na zamiary? Może jesteśmy na razie zbyt biedni by dawać kasę na sport? Albo finansować katolickie uczelnie wyższe? Może trzeba zlikwidować becikowe i przyjąć, że przemysł filmowy jednak musi finansować się sam?
Może trzeba zmniejszyć armię i zastanowić się do czego ona nam jest właściwie potrzebna i zacząć wydawać na nią pieniądze tak by nie kupować za ciężkie pieniądze technologii sprzed 30 lat?
Bo policja czy edukacja już są niedofinansowane, więcej im zabrać nie można bez spadku "jakości usług". Już teraz policja działa dzięki sponsoringowi policjantów, którzy sami kupują np. papier czy tusz do drukarek... drukarki i komputery zresztą też.
Może warto zlikwidować ministerstwo szkolnictwa wyższego i wrócić z jego kompetencjami do MEN? Może warto zmniejszyć budżet IPN? Fundusz kościelny i komisja majątkowa też są dobrymi kandydatami do likwidacji.
Ale i tak pewnie się skończy na wielkiej nagonce na np. dofinansowanie barów mlecznych, oraz na cięciach wydatków na renty, emerytury i zasiłki. Znów usłyszymy, że uczciwi obywatele nie powinni dopłacać do elementów spod budki z piwem.....
Podobne postybeta
zVATowani 2
Płatnik czy beneficjent?
2011 zaczęty ;-)
O Ruchu Poparcia Palikota, czyli RPP ;-)
Nieistniejący rynek
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz