Niewidzialna ręka rynku, samoregulacja i inne takie.
Każda regulacja jest postrzegana jako zamach na rynek, na jego zdrowie i w ogóle jako świętokradztwo.
A ja mam wątpliwości... ale nie co do regulacji czy ich braku, ale do rynku jako takiego. Do tego czy jeszcze istnieje.
Ja prosty człowiek jestem, ale z tego co zrozumiałem z wykładów z ekonomii to całą idea polega na tym, że ceny na rynku są wynikiem racjonalnej1 oceny graczy i tego, że zrównoważyć się musi popyt z podażą.
Czyli niezbędnym elementem rynku są ludzie, którzy dokonują zakupów opierając się na swojej ocenie, która może być błędna. Ale wszystko działa bo ludzie jako ogół zwykle mają racje, a nawet jak się mylą to szybko odkrywają lepsze rozwiązanie.
Ale jak słucham jak to wygląda w rzeczywistości to mam wątpliwości.
Z jednej strony 70 czy 80% transakcji i pieniędzy w nich na rynkach finansowych to transakcje realizowane przez komputery, które nie podejmują decyzji na podstawie sytuacji finansowej spółek czy państw, ani na podstawie przyszłych zysków tych spółek, ale na podstawie sygnałów z rynku i danych historycznych. Robią to algorytmicznie (plus pewnie jakaś losowość). Nie wiem czy to tak inni widzą, ale wg. mnie to jest tak, że analiza techniczna i podobne działają najlepiej gdy większość graczy gra tradycyjnie i bazuje na takich pierdołach jak wyniki spółki i jej szanse na przyszłość, ale jak wszyscy czy większość zaczyna bazować tylko na analizie technicznej to cały rynek staje się fikcją i to wszystko działa jak wzmacniacz, który jest wzbudzany szumem. Rzeczywisty sygnał jest przytłumiany przez szum... a teraz 70 czy 80% wszystkich transakcji to transakcje wykonywane przez komputery, które raczej nowej wiedzy nie wnoszą, one eksploatują wiedzę tych graczy klasycznych i wzmacniają szumy. Bo analiza techniczna wpływa na stan rynku w kolejnym kroku i z czasem gdy coraz więcej się jej używa to tym większy wkład w obecny stan rynku ma to co wprowadziła analiza techniczna. Taki układ całkujący na wzmacniaczu operacyjnym się robi...... [tak wiem, łączę dwie rzeczy, ale one obie działają jak wzmacniacze szumu, bo spadek albo wzrost jakiegoś papieru wcale nie muszą nieść informacji o jego wartości, a mogą być tylko błędem pomiaru, który bez całej machiny, która to śledzi zostałyby wkrótce wyrównane].
Do tego mamy agencje ratingowe, które dokonują analizy przyszłości państw czy firm. I ich oceny są podstawą do decyzji innych graczy. Ktoś kupujący teraz obligacje USA czy Polski nie kieruje się tym, że wg. jego oceny to się opłaca lub nie, a tym, że S&P, Fitch czy Moodys dali taką to a taką ocenę.
I znów nie wiem czy widzicie to tak jak ja :-) Ale z tego co rozumiem agencje ratingowe są po to by oceniać bezpieczeństwo papierów, czyli de facto odwalać robotę graczy, a dokładniej sprawdzają trudne zadanie gracza polegające na ocenie wiarygodności tego komu chce pieniądze pożyczyć, do z pozoru łatwego, polegającego na wrzuceniu do swojego procesu decyzyjnego rady "ekspertów".
Ale jak wszyscy biorą pod uwagę rady "ekspertów" to de facto rządzą eksperci.
To coś jakby pokazać 100 osobom jakąś rzecz i poprosić o ocenę jej wartości. Te 100 osób bazując na swojej wiedzy i ocenie trafi w "rzeczywistą" wartość z dość dużą dokładnością, bo każdy zapewne zrobił błąd, ale część zrobi je w jedną, część w drugą stronę. W wyniku dostaniemy coś bliskiego rzeczywistej wartości. Ale jak te 100 osób wysłucha najpierw wykładu ekspertów w dziedzinie tego przedmiotu, którzy powiedzą np. że "wartość tych przedmiotów rzadko przekracza 50 PLN" to wiele z oceniających osób skoryguje swoje oceny tak by pasowały do ocen ekspertów.... ale to wprowadza przesunięcie w jedną stronę i niweluje całą magię wzajemnego znoszenia się błędów.
To tak jakby mierzyć prąd przy pomocy amperomierza, który ma blaszkę blokującą wskazówkę w połowie skali. Nieważne ile pomiarów wykonamy to jeśli rzeczywista wartość jest powyżej połowy skali to wyniku dobrego nie uzyskamy.
Wg. mnie system w którym cena aktywów wynika z oceny grupki "oceniaczy", którzy mogą się mylić (załóżmy nawet ich dobrą wolę) i wzmacniacza sygnałów musi się rozregulować.
No bo jak to jest? USA zadłużają się od wielu dziesięcioleci i nic. Za pożyczone pieniądze prowadziły wojny, utrzymywały swoje ambasady i robiły wiele innych rzeczy. I co nagle się okazuje, że "ups" za dużo? Gdzie były sygnały 5 lat temu, a 10?
To co kreślę wyżej to przesadzona wersja ;-) ale wydaje mi się, że coś w niej jest. Rynek z miejsca gdzie wygrywał ktoś kto starał się bazując na ocenie jego fundamentów podejmować decyzje, stał się loterią na której zwycięża ten kto jest najszybszy.
Znów z części inwestorów "zdjęto odpowiedzialność" bo to agencje ratingowe oceniają papiery.
Wielu krzyczy, że demokracja jest fikcją bo mass media kreują bohaterów i polityków, to co powiedzieć o rynku na którym mamy paru ekspertów których słucha większość graczy, a do tego 2-3 razy tyle maszyn, które wzmacniają sygnały od tych, którzy słuchają ekspertów? ;-)
A jak ktoś ciekawy to polecam jeszcze ten tekst.
1 - z wielu badań wiadomo, że gracze wcale nie są racjonalni, ale jak się wydaje nie muszą być, wystarczy by "grali" w kierunku tego co w danym momencie uważają za swój najlepszy interes.
Podobne postybeta
Czy rynek z automatycznymi systemami transakcji to jeszcze rynek?
Dziura
Dziwne finanse, dziwna gospodarka......
Pogoń za sensacją to jednak przeginka....
Nie rozumiem Microsoftu
wtorek, sierpnia 16, 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz