sobota, listopada 04, 2017

Coraz bardziej zapomniany gadżet - USB Stick aka pendrive

Ostatnio, pierwszy raz od ponad roku, musiałem użyć patyczka USB.

To dziwne.
Kiedyś to było jedno z moich głównych narzędzi pracy z komputerem.

Jak miałem słaby Internet w miejscu spania to pobierałem programy na patyczek w pracy i instalowałem je w miejscu spania z patyczka.
Nawet przez jakiś czas miałem kilka aplikacji takich jak Chrome czy OpenOffice.org w wersji "na USB".

A teraz?

Teraz do tego samego używam Google Drive....

Wygodniej jest mi wrzucić plik czy pliki z mojego komputera do chmury i na drugiej maszynie z tej chmury to odczytać...

Trochę to straszne ;-)

Teraz pendrive'a musiałem użyć by zrobić bootowalne USB z Windows 10, bo chcę oddać jeden z komputerów i chciałem go wyczyścić.
Poprzednio w trakcie treningu wstępnego w firmie chciałem użyć patyczka do skopiowania rozpakowanych plików... w końcu i tak się okazało, że znalazłem po prostu na OS X soft, który rozpakowuje archiwa RARa czy 7Z w wersji samorozpakowującej się...

To samo zresztą spotkało DVD-ROMy. W firmowych komputerach nie mam DVD od 3-4 lat i nigdy mi go nie brakowało, w domowym od dobrych 2 lat nie używam ;-)

Się te komputery zmieniają.

Podobne postybeta
Trudne USB...
Raspberry Pi po ponad roku
To Update or not to update? ;-)
Dyski vs ja - 1:0 ;-)
Kryzys użyteczności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz