Ostatnio, pierwszy raz od ponad roku, musiałem użyć patyczka USB.
To dziwne.
Kiedyś to było jedno z moich głównych narzędzi pracy z komputerem.
Jak miałem słaby Internet w miejscu spania to pobierałem programy na patyczek w pracy i instalowałem je w miejscu spania z patyczka.
Nawet przez jakiś czas miałem kilka aplikacji takich jak Chrome czy OpenOffice.org w wersji "na USB".
A teraz?
Teraz do tego samego używam Google Drive....
Wygodniej jest mi wrzucić plik czy pliki z mojego komputera do chmury i na drugiej maszynie z tej chmury to odczytać...
Trochę to straszne ;-)
Teraz pendrive'a musiałem użyć by zrobić bootowalne USB z Windows 10, bo chcę oddać jeden z komputerów i chciałem go wyczyścić.
Poprzednio w trakcie treningu wstępnego w firmie chciałem użyć patyczka do skopiowania rozpakowanych plików... w końcu i tak się okazało, że znalazłem po prostu na OS X soft, który rozpakowuje archiwa RARa czy 7Z w wersji samorozpakowującej się...
To samo zresztą spotkało DVD-ROMy. W firmowych komputerach nie mam DVD od 3-4 lat i nigdy mi go nie brakowało, w domowym od dobrych 2 lat nie używam ;-)
Się te komputery zmieniają.
Podobne postybeta
Trudne USB...
Raspberry Pi po ponad roku
To Update or not to update? ;-)
Kryzys użyteczności
Motocosie
sobota, listopada 04, 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz