Obejrzałem właśnie polecany przez Pawła Wimmera film "Strach ma wielkie Google" na Planete.
Ciekawe to było, choć przyznam że nie rozumiem pewnych zarzutów w stosunku do Google. Szczególnie artykułowanych w stosunku do digitalizacji książek przez Google. Część osób wypowiadających się w filmie uważała, że to źle, że dzięki Google Books możliwe będzie czytanie książek francuskich autorów do których wygasły już prawa autorskie.... Bo to wielki dorobek Francji, a Google na tym zarabia pokazując reklamy.
Wydaje mi się to być nierozsądną postawą. Po pierwsze nikt nie zabrania tworzenia własnych bibliotek wirtualnych, po drugie wygląda mi to tak jakby oponenci Google Books uważali, że lepiej by było gdyby te książki były niedostępne. Dlaczego?
Czy to, że szukając książki czy wiersza zobaczę reklamy które pasują kupionymi słowami, ale nie treścią spowoduje że uznam książkę za gorszą? Wątpię.
Zresztą to chyba właśnie z użytkowników Google rekrutują się ludzi którzy czytają [jak pokazały pewne badania, ludzie którzy lepiej zarabiają używają chętniej Google, a choć to smutne to statystycznie więcej dobrze wykształconych [co znów statystycznie oznacza inteligentniejszych [co znów statystycznie oznacza tych, którzy więcej czytają]] ludzi jest wśród tych z wyższymi dochodami].
Będę sobie to musiał przemyśleć jadać dziś do Krakowa :-)
Podobne postybeta
"Praca cytatem" - a fuj...
Spalmy wszystkie książki!
Harry Potter po polsku jako ebook - jak i gdzie użyjesz
Out of książka ;-)
Trybunał zdecydował.
niedziela, maja 25, 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No więc właśnie, zapowiedzi sumne, a wyszło z tego niewiele - trochę francuskich żalów. Żadnego strachu, raczej dość dziurawy, trochę socjologiczny opis korporacji.
OdpowiedzUsuńW sumie, jestem nieco rozczarowany.
Mnie się spodobało pokazanie tego, jak to się wszystko zaczęło.
OdpowiedzUsuńW pewien sposób wpisuje się ten film w pomysły zrobienia europejskiego Google, który to pomysł przez pewien czas promowali Francuzi [a może nadal promują?], oraz w obawy dyrektora Biblioteki Narodowej Francji [możliwe, że nazwa jest inna] w sprawie skanowania ich książek.
Momentami miałem wrażenie, że większość obaw wiązała się z tym, że Google czy ogólnie Internet łamie status-quo w przekazie i posiadaniu informacji, a to znaczy kłopoty dla gazet czy TV.
Ale ogólnie jestem zadowolony, że obejrzałem :-)