sobota, stycznia 26, 2013

Związki Partnerskie czyli Nienawistniki vs. Rozsądni - 1:0...

Będzie o związkach partnerskich.
Mnie osobiście związki partnerskie ani ziębią, ani grzeją. Jeśli miałbym się decydować na jakąś formę legalizacji związku to wybrałbym małżeństwo. Jakoś tak mnie bardziej przekonuje.
Ale znam co najmniej kilka osób, które żyją i mieszkają z kimś, czasem nawet  mają dzieci, wszystko to bez żadnego małżeństwa i wyglądają na szczęśliwych.

Do czasu.

Do czasu gdy jedno zachoruje i wyląduje w szpitalu.

Wtedy jest zima bo lekarze nie mogą udzielać zbyt wielu informacji, nie może też ta druga osoba decydować w razie gdy jest potrzebna decyzja...
Do tego w Polsce nie można kogoś upoważnić do podejmowania decyzji w szpitalu. Decyzje może podjąć tylko rodzina.
Nagle więc do decydowania o czyimś zdrowiu czy życiu prawo ma ktoś z drugiego końca kraju, kto jest bratem/siostrą/rodzicem, a nie ktoś z kimś osoba której decyzja dotyczy żyła przez ostanie 20 czy 30 lat.

I nie chodzi o to, że rodzina źle zdecyduje, bo nawet jak jest rodzina w której się nie wszyscy zbyt lubią to chcą zwykle jednak jak najlepiej, ale chodzi o to o czym tak lubią gadać przeciwnicy związków partnerskich. O moralność.
Dokładnie o moralne prawo do decydowania. Wejście w jakiś związek jest czynem dokonywanym świadomie. Biologia tam działa, ale rozum też.
Można założyć, że ktoś decydując się na wejście w związek z kimś innym podejmuje decyzję w swoim najlepszym interesie. Oznacza to też, że jest przekonany/przekonana, że ta druga osoba będzie miała na względzie także najlepszy interes tego kogoś. Będzie też posiadać najpełniejszy i najbardziej aktualny obraz woli tego kogoś. Jej decyzja będzie więc najbliższa tej którą ten ktoś sam by podjął.

Podobne problemy są w przypadku  dziedziczenia.

Niby można napisać testament.... ale zgodnie z prawem testament jest tylko sugestią woli zmarłego. Zawsze spadkobiercy ustawowi mogą zażądać od tego kto wg. testamentu dziedziczy zachowku.
Nagle ktoś kto z innym ktosiem żył przez ostatnie 20 czy 30 lat musi wyskoczyć z wartości połowy tego co odziedziczył i zapłacić to rodzinie.

Są i inne miejsca, ale może nie aż tak istotne.

Oczywiście wszystkie projekty odrzucone przez Sejm zakładały, że związki partnerskie (szczególnie te jednopłciowe) nie mogłyby adoptować dzieci.
Muszę przyznać, że po zobaczeniu jak pani poseł Krystyna Pawłowicz (z tytułem profesora! były sędzie Trybunału Stanu!) wygłosiła swój tekst o związkach partnerskich to pogłębiło się moje przyzwolenie na adoptowanie dzieci przez pary jednopłciowe.

Zdecydowanie wolę by dziecko wychowywały dwie mamusie, albo dwóch tatusiów niż takie przepełnione nienawiścią osoby jak pani poseł Krystyna Pawłowicz czy jej podobni.
Nawet gdyby homoseksualizm był czymś nabytym (a na razie dowody naukowe mówią, że ma podłoże biologiczne), nawet gdyby dzieci wychowywane przez takie pary miały większe szanse same wybrać taką orientację (zakładają, że się ją wybiera) to szczegół.
Nadal warto, warto bo w takim przypadku każde "homodziecko" oznacza 1 mniej pełne nienawiści do innych.
To w przyszłości 1 obywatel, który nie zieje nienawiścią.


Podobne postybeta
A takie tam słowo na niedzielę ;-)
Pat Condell - Boże, pobłogosław ateizm!
O Ruchu Poparcia Palikota, czyli RPP ;-)
Apostazja - wyjaśnienie dla wierzących
Manipulowanie statystyką

2 komentarze:

  1. Ja np jestem zwolennikiem przekonania, by związek wolny takim pozostał i by nie podnosić go do rangi małżeństwa lub robić z niego prawiemałżeństwo.

    Rozumiem jednak problem dziedziczenia, decyzji medycznych i pozostałych kwestii, które żyjący w takich związkach z pewnością mają zidentyfikowane. Wg mnie, by ulżyć tym osobom, wystarczyło by lekko stuningować prawo i dołożyć do niego coś w rodzaju instytucji notarialnego pełnomocnictwa do tych problematycznych rzeczy. Wtedy, posiadający takie pełnomocnictwo mógłby nim zamachać u lekarza (ustawą zobowiązanego do jego respektowania), w sadzie podczas otwarcia majątku zmarłego itp. Wydaje mi się, że było by to idealne w swojej prostocie, zadowalające obie strony 'konfliktu'.

    W takim przypadku, osoby homo miały by zapewnioną wygodę związaną z rzeczami które obecnie je bolą. Osoby hetero, nie decydujące się na małżeństwo również.

    Jeśli chodzi o adopcję dzieci przez pary homo, jestem zdecydowanie przeciwny i uważam to za absurd. Jeśli będziesz chętny, mogę przedstawić swoją argumentację związaną z tym tematem i propozycje rozwiązania tej zagwozdki dla par homo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm a gdzie tu rownanie z malzenstwem? To jest wlasnie to tuningowanie prawa, inaczej sie nie da, bez jakiejs formy rejestracji zwiazku. Bo jak udowodnisz ze faktycznie jestes z kims w zwiazku? Gdyby tylko stuningowac prawo, bez rejestracji to kurde... Znajac zycie to do lezacego w spiaczce milionera walili by drzwiami i oknami 'zakochani'.

    Co do adopcji - coz pary homo i tak juz miewaja dzieci, wlasne, i nic im sie nie dzieje. Bo co ma sie dziac?

    OdpowiedzUsuń