Napadła mnie ostatnio myśl pod tytułem "postudiowałbym sobie".Może np. taka biotechnologia? Sprawdziłem i zgroza.... na UJ semestr kosztuje 4250 złotych... Nie, to nie jest złe, to raczej sugeruje, że takie studiowanie to nie zabawa, a poważna i ciężka praca. I jakaś część mnie mówi, że to by było coś, druga mówi, że szkoda pieniędzy ;-) Decyzji jeszcze nie podjąłem, w końcu pomysł miałem 2 dni temu.W sprawie płacenia za studia istnieją dwa poglądy. Jeden mówi, że gdy studia są płatne to ludzie bardziej się przykładają i nie traktują tego jako rozrywki.Drugi pogląd jest taki, że ludzie na płatnych studiach działają wg. mechanizmu "płacę=wymagam", czyli chcą by było lekko, łatwo i przyjemnie.Sam nie wiem. Zwykle przychylałem się do tej drugiej opinii. Jednak gdybym musiał zapłacić te 4250 złotych za semestr to możliwe, że czułbym się oszukany gdyby prowadzący skrócił wykład nawet o minutę, a z laboratorium trzeba by mnie było wyciągać wołami. Ale może chodzi o to, że ja mam 30 lat i już znam "wartość pieniądza", a z tego co pamiętam gdy miałem 19 lat nie do końca ją znałem ;-)Może jest tak, że oba te poglądy są prawdziwe? Może to działa tak, że dobra płatna uczelnia działa w taki sposób, że dla miłośników "płacę=wymagam" ma lekkie, łatwe i przyjemne kierunki w stylu "chodź, rób znajomość, podłap trochę wiedzy i płać nam dużo pieniędzy, bo i tak masz ich tyle, że zrobisz karierę, a wtedy znajomości będą jak znalazł", i ma też kierunki z grupy science, gdzie studenci płacą ciężkie pieniądze by wykonywać ciężką pracę, która robi z nich super-specjalistów i naukowców?A może jest jednak tak, że niezależnie jaki jest system to są studenci obu rodzajów? :-) Krzywa Gaussa sugeruje, że tego drugiego rodzaju będzie zawsze mniej. Niezależnie czy studia będą płatne czy nie.Uczelnie z Ligi Bluszczowej w USA pokazują, że płatne uczelnie mogą tworzyć Naukę, ale z drugiej strony w ZSRR nawet akademiki były za darmo, a jednak jakąś grupę laureatów Nobla z dziedzin podstawowych wyhodowali. Choć ZSRR pokazało też, że Nauka nie kocha się z totalitaryzmem, ale to inna para skarpetek.Inna sprawa to koszt czesnego. Licencjat z biotechnologii to wydatek 25,5 tysiąca złotych na czesne, plus parę tysięcy złotych wydatków okołostudyjnych. Jakby się zastanowić te pieniądze to chyba niewiele. 4250 złotych za semestr, czyli 5 miesięcy, czyli jakieś 100-125 złotych za dzień zajęć, przy 20 studentach to 2-2,5 tysiąca, czyli około 250-320 złotych za godzinę zajęć. Koszt raczej w pełni uzasadniony. Uczelnia na tym wiele nie zarabia.Btw. czy to nie jest wyraz totalnego zidiocenia, gdy człowiek myśli o tym by dobrowolnie poddać się ciężkiej pracy za której możliwość wykonania zapłaci ciężkie pieniądze uzyskane w innej, też ciężkiej pracy? ;-)
Podobne postybeta
Studia - nie wiem czy użyłem w pracy kiedykolwiek czegoś ze studiów... poza angielskim ;-)
Jestem u mechanika i mi się nudzi...
Seksizm
Czemu obecny Sejm i rząd są wyjątkowe?
Informacja 2
niedziela, października 12, 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z płatnymi studiami jest tak, że może być ciężko pogodzić naukę z pracą i to wyklucza przykładanie się do nauki. Ale generalnie zgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuń