poniedziałek, września 06, 2010

Egipt, Tunezja, Londyn, whatever, czyli chcem na urlop

Nie należy robić interesów z rodziną.
Przez ostatnie kilka miesięcy mnie przekonywali żebym pojechał z nimi do Tunezji, zgodziłem się w końcu, później nagle zmienili zdanie, znów się zgodziłem i nabrałem ochoty na zobaczenie piramid i Petry, pogodziłem się nawet z tym, że wycieczka do Petry to najmarniej 300 USD....
I teraz się dowiaduję, że jednak chyba nie....... no rzesz k***!No i mam na dzień dzisiejszy jeszcze 23 dni urlopu niewykorzystane plus 1 dzień FHD (czyli pływających świat ;-)).........
To, plus poziom wkurwienia 4, w porywach wyżej....
Dlatego jestem bliski podjęcia decyzji, że nawet jak nic nie wyjdzie to sobie sam gdzieś pojadę. Sam, samiuśki ;-)Na Londyn mam ochotę i na tamtejsze Muzeum Historii Naturalne... chciałbym mieć zdjęcie z pomnikiem Darwina :-)Ogólnie jestem jednak zły. Moje wyimaginowane zęby [takie jak ma tygrys] mają teraz z dobre pół metra............
Wrr........
A taki miałem ładny plan, Kair i piramidy, a później Petra i te domy wykute w skale... taka wyprawa śladami Indiany Jonesa....... [ciekawe czy to, że przed 6 klasą SP, gdy nie miałem jeszcze komputera, chciałem zostać historykiem/archeologiem miało coś wspólnego z Indym? ;-) w końcu nie zostałem i wybrałem komputery, między innymi dlatego, że ciągle się tam wojnami zajmowali, które były nudne, a mało było o tym dlaczego np. jednym się chciało a drugim nie i skąd się te wojny brały...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz