poniedziałek, kwietnia 26, 2010

Książki, książeczki, książunie ;-)

Pisałem już tu o książkach, które mam na kolejce do przeczytania.
Problem jednak w tym, że trochę się pogubiłem ;-)

Dlatego w ramach propagowania czytelnictwa, a i wprowadzenia sobie porządku wrzucam na bloga aktualną kolejkę ;-)





  • The Good Man Jesus and Scoundrel Christ - Philip Pullman
  • Unlocking Android
  • Nasza wewnętrzna menażeria
  • Ostatnie Twierdzenie
  • The Ancestor's Tale
  • A Devils Chaplain
  • Why Evolution is True
  • Ender in Exile
  • A War of Gifts
  • Once upon a time in the north
  • Lyra's Oxford
  • Ewolucja jest faktem [jakby co to wiem, że to jest polskie tłumaczenie Why Evolution is True]
  • Modern Science Writing
  • The Portable Atheist
  • Fizyka rzeczy niemożliwych
  • Thinking in C++
  • Historia fizyki

Oczywiście nie jest to kolejność pewna, i zwykle jednocześnie będę czytał kilka książek, ale liczę, że uda mi się trzymać planu ;-)

Najbardziej cieszę się chyba na "Naszą wewnętrzną menażerię" [choć tytuł oryginału wydaje mi się być lepszy - Your inner fish :-)] i na The Ancestor's Tale [o czym już pisałem].
Ha! Na kolejce jest jeszcze "Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji", którą czytałem w oryginale, ale chcę przeczytać też po polsku.
Zresztą wczoraj skończyłem czytać "Niewidocznych Akademików" Terry'ego Pratchett'a i jak zwykle tłumaczenie Piotra W. Cholewy było świetne :-) [i dzięki tłumaczeniu książkę mogłem przeczytać dwa razy, bo raz w oryginale, a drugi raz tłumaczenie, które dodało jeszcze smaku książce :-)]

Wiecznie na kolejce jest też "Wprowadzenie do algorytmów", które przeczytałem w jakichś 60% w tamtym roku latem, ale trzeba sobie jeszcze przypomnieć, a że nie przeczytałem całej to może trafić na kolejkę książek "świeżych" :-)

Z powtórek czytałem ostatnio cykl Imperium Isaaca Asimova, czyli "Kamyk na Niebie", "Prady przestrzeni" i "Gwiazdy jak pył" i trzeba przyznać, że w latach 50 to Asimov był królem SF, nie Clarke :-) choć sam wolę Clarke'a w późniejszych książkach. Bo Clarke bardziej technologiczny był, jego światy były bardziej podobne do naszego.
Trzy lata temu przechodziłem przez Roboty Asimova i niestety na "Robotach z planety świtu" poległem, bo wykończyła mnie scena z łazienką z holoprojekcią.

Ewidentnie jestem w chwili obecnej nastawiony na odbiór, nie tworzenie ;-)


Podobne postybeta
Najwspanialsze Widowisko Świata - Świadectwa Ewolucji
Now książki "na kolejce"
Roboty i Android...
Ewolucja technologii i obyczajów w SF
The Greatest Show on Earth: The Evidence for Evolution

3 komentarze:

  1. Widzę, że momentami nasze upodobania co do literatury się pokrywają. Bardzo lubię Clarke'a oraz Carda (widzę, że jesteś tutaj szczerze tolerancyjny, bo poznałem ludzi, którzy jego książek nie chcą nawet przez ubranie dotykać mimo, iż nie mają pojęcia o czym one traktują). Pratchett mi się na początku nawet podobał, ale po którejś książce uznałem, że już mi więcej nie potrzeba:) Ze swojej strony polecam autora, który wg mnie nadal jest królem S-F, co się liczy zwłaszcza, że to praktycznie on sam (no może z udziałem Poe) stworzył ten gatunek.. czyli Juliusza Verne'a. Poe zresztą też polecam, bo nikt tak jak on nie potrafił połączyć pozytywizmu z romantyzmem czy ogólniej racjonalizmu (był m.in. autorem wielu tzw. opowiadań logicznych) oraz grozy/mitów/zjawisk nadprzyrodzonych (sławna Zagłada Domu Usherów i wiele innych). Chociaż zastanawiam się, czy osoba o twoich gustach będzie w stanie przełknąć teksty tak bardzo wypełnione romantyzmem jak u Poe. Chociaż Verne swoją drogą też uważał się za romantyka.. Po prostu obydwoje idealnie łączyli dwa przeciwstawne bieguny i to u nich tab bardzo cenię... a Thinking in C++ nie polecam. Polecam za to Eclipse+GCC lub VC++Express wedle upodobań, oraz wujka Google. W tej książce nie znajdziesz nic odkrywczego. Już lepiej jakbyś zainwestował w książki typu "Język C++. Metaprogramowanie za pomocą szablonów", albo inną trochę bardziej specjalistyczną pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Verne, to próbowałem jakieś 2 lata temu przeczytać ponownie Tajemniczą Wyspę i się zawiodłem naukowo, że tak to nazwę ;-)
    Do teraz nie wiem jak na wyspie, która miała być oddalona o bardzo dużo od innego lądu była taka ilość dużych zwierząt ;-) i drugi zgrzyt to teoria mówiąca o tym, że nowe lądy powstają z wapiennych skorupek. Chociaż rozumiem, że Tajemnicza Wyspa powstała w 1874 roku, czyli na 38 lat przed tym gdy Wegener zaproponował swoją teorię dryfu kontynentalnego [która tak naprawdę powstała dopiero w latach 60 XX wieku] więc pomysł Verne był jak najbardziej na miejscu.
    Za to podobało mi się budowanie cywilizacji od zera.

    Thinking in C++ czytam głównie z powodu Thinking in Java, całkiem miło mi się TiJ czytało. W Polsce do C++ wszyscy polecają Symofnię C++ na której się wychowało chyba już ostatnie 10 czy więcej roczników wydziałów informatyki ;-) Ale książka nieporęczna [w tym wydaniu, które mam] do wanny czy tramwaju.

    Co do Carda to podoba mi się jego sposób pisania, w którym najpierw jest jakaś wizja świata i w pewnym momencie łup, cała się wali. Do teraz pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiło sadzenie prosiaczków w Mówcy Umarłych, a znów któraś z części Alvina, ta w której jest dużo o niewolnictwie była jedyną książką, która spowodowała, że miałem koszmar bo tak umiejętnie pokazał psychikę właścicieli niewolników. Choć sam Card bywa momentami wtórny i czasem nazbyt próbuje ewangelizować. Ale ma też świetne pomysły na światy, np. w Planecie Spisek.

    Co do Pratchetta to go uwielbiam bo pisze z przymrużeniem oka o poważnych sprawach, a jego bohaterowie to nigdy nie są superbohaterowie, raczej zwykli ludzie, którzy się znaleźli w danym miejscu i musieli przyjąć nową rolę. Zresztą sam pterry napisał kiedyś, że w fantasy nie chodzi wcale o królów i wojny, ale o to jak unikać królów i wojen i to oddaje jego styl ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie.. obawiałem się, że Verne może ci się nie spodobać, bo będziesz brał jego książki zbyt hm.. dosłownie(?). Jestem osobą, która niestety czyta przede wszystkim materiały o charakterze dydektycznym czyli głównie dokumentacje. Nie dziw się więc, że kiedy sięgam po coś innego, warunek "ścisłości" nie jest dla mnie priorytetem. Oczywiście, nie toleruje książek bzdurnych, albo drażni mnie kiedy książka przeczy sama sobie.. pamiętam, że u Pratchetta na jego książkach (mówię o amerykańskich wydaniach, miałem w ręku jakiś polski egzemplarz, ale to było dawno temu) były rysunki świata dysku. Tzn na każdej książce zawsze ten sam rysunek, który poglądowo ów świat pokazywał. Pamiętam też, że treść (i to chyba nie jednej) jego książki nie zgadzała się w ogóle z tym rysunkiem (raczej świadomie nie porównywałem czy treść różnych książek się pomiędzy sobą zgadza, jeżeli chodzi o geografię). Nie odjęło mi to jednak przyjemności z czytania. Przestałem po niego w końcu sięgać chyba raczej dlatego, bo było już tego za dużo. Dziesiątki noweli, ale także setki gadżetów, albumów, figurek, jakiś programów komputerowych etc - coś jak StarWars. Dla mnie jest to zbyt przytłaczające. Ale wracając do Verne'a. Kiedy czyta się XIXwieczne S-F trzeba brać sporą poprawkę na stan wiedzy jaki panował w tamtych czasach. Trzeba pamiętać, że niektóre rzeczy, które teraz wydają nam się śmieszne, wtedy nawet z naukowego punktu widzenia mogły być poważnymi teoriami. Weźmy za przykład defibrylację. Teraz oczywiście wiemy, że nie pomaga zawsze, a jak pomaga to tylko pod warunkiem, że przystąpi się do niej praktycznie natychmiastowo. Jako tako, została ona odkryta dopiero w XX-tym wieku. Jednak Mary Shelley pisała o defibrylacji już sto lat wcześniej! W końcu Frankenstein ożywił potwora wykorzystując energię elektryczną pozyskana z węgorzy. Teraz może to być głupie, ale wtedy było to wizjonerskie! Motyw ożywiania przy pomocy energii elektrycznej pojawiał się
    jeszcze w XIXwieku niejednokrotnie. Wtedy jeszcze nie wiedziano, że nie można "ożywić" zwłok, które mają tydzień czasu albo i więcej. Wiedziano jednakże, że mięśnie kurczą się pod wpływem prądu i dobrze kombinowano, że elektryczność musi mieć coś wspólnego z czynnościami życiowymi. Oczywiście, wiele przewidywań tamtejszych opowiadań i noweli nie sprawdziło się, ale podobnie będzie ze współczesnymi autorami. Trzeba też wybaczyć, kiedy pewne luki w wiedzy wypełnia się fantazją.
    Czy Solaris Lema to nie jest bardziej fantastyka niż S-F? Swoją drogą... film Solaris (ten radziecki) jest w mojej opinii wybitny i przewyższa dzieło Lema... ale to tylko mała dygresja (musiałem ją wtrącić, bo uwielbiam ten film). Jedno trzeba przyznać, Verne miał wyobraźnię i miał też niewiarygodny talent narracyjny. Poe miał równie rozwiniętą wyobraźnię (Verne bardzo inspirował się paroma wymyślonymi przez niego motywami), miał talent narracyjny, ale miał coś jeszcze - niewiarygodną
    moc tworzenia nastroju, oraz moc władania językiem w iście mistrzowski sposób. Niestety, ale dzisiejsi autorzy całkowicie zapomnieli o czymś takim jak poezja języka - zwraca się uwagę tylko i wyłącznie na treść, a o formie już praktycznie zapomniano. Może jestem starej daty, ale uważam, że prawdziwa moc utworu często nie tkwi w treści, ale właśnie w formie oraz, że odpowiednia forma jest w stanie spotęgować przesłanie, jakie niesie ze soba treść. Dokładnie na tej samej zasadzie, jak ludzi często słuchają muzyki dla jej melodii i harmonii, a nie słów. Niestety, ale w dzisiejszych czasach ludzie patrzą ze zdziwieniem, kiedy wśród ulubionych autorów wymienia się Byrona, albo w Polsce - Mickiewicza bądź Leśmiana.

    OdpowiedzUsuń